środa, 6 stycznia 2010

x. Wojciech Zięba: W OBRONIE PLUSZOWEGO MISIA

Ostatnie tygodnie były na tyle intensywne, że pozwoliły mi na nabranie pewnego dystansu do pamiętnej debaty, która odbyła się w połowie grudnia w naszym liceum. Najpierw - ostatni tydzień adwentu, potem - czas Bożego Narodzenia, wreszcie - wyjazd do Poznania na Europejskie Spotkanie Młodych organizowane przez Wspólnotę z Taize. Bardzo radosne i piękne wydarzenia.

Orwellowska metoda

Dopiero więc po kilku tygodniach przyjrzałem się różnym opiniom i komentarzom. Po pierwsze musze podziękować za bardzo wiele gestów poparcia, a także za głosy mniej entuzjastyczne. Ideowi przeciwnicy skupili się na symbolicznych gestach, co chyba jest przyznaniem się do dotkliwej porażki. Wspaniałe prezenty, jakie otrzymali nasi adwersarze są INTERPRETOWANE NIE TYLKO JAK NAJGORZEJ, ALE CORAZ GORZEJ. Słynny miś i pistolety z początku przyjęte były z niesmakiem, ale teraz po kilku tygodniach czytam, ze "ksiądz wyszydził i wykpił". Czy za parę miesięcy usłyszę, że molestowałem psychicznie misiem i groziłem bronią palną? To chyba w Ministerstwie Prawdy u Orwella co jakiś czas "aktualizowano" historię, usuwając niewygodne nazwiska i poprawiając fakty. Tytułu znakomitej książki (najważniejszego prezentu!) i nazwiska jej autora (J.H.H. Weiler, Chrześcijańska Europa) unika się jak ognia. "Dekalog defensora crucis", zasadnicza część mojego wystąpienia, też jest całkowicie ignorowany. Istnieją tylko pistolety i miś i to w najżałośniejszej interpretacji! Otóż wyjaśniam, że już w dzieciństwie moje pokolenie otrzymywało w prezencie (chyba z okazji dnia św. Mikołaja) rózgi (pomalowane, złote lub srebrne gałązki), do których przyczepiony bywał czarno-czerwony diabełek. Oczywiście rózgi mówiły "popraw się!", ale nikt nie rozdzierał szat, że dziecko jest maltretowane fizycznie i psychicznie!!! Nikt też nie uważał obecności diabełka za próbę postraszenia piekłem lub ukrytą promocję satanizmu. Ludzie oświeceni! Pięcioletnie dziecko rozumiało wówczas to, czego dziś nie mogą pojąć zawodowi intelektualiści?!

Psychoanaliza historyczna

Pewien uczony dominikanin nazwał mnie żartobliwie "Palikotem tej debaty", co jest o tyle usprawiedliwione, że Pan Poseł, chyba po studiach filozoficznych, stara się swymi kontrowersyjnymi działaniami zmusić do myślenia. Oczywiście nie wszystkie jego zachowania są mi bliskie, zwłaszcza te, w których za ostro, czasem wręcz obraźliwie, wypowiada się o przeciwnikach. Ale to porównanie pozwoliło mi bardziej zastanowić się nad korzeniami moich zachowań. I myślę, że najbardziej wyszkoliła mnie słynna wrocławska Pomarańczowa Alternatywa, która - przypomnę zwłaszcza młodym - urządzała różne uliczne happeningi, podczas których milicjanci musieli uganiać się za młodzieżą przebraną za krasnoludki, w dodatku obwieszoną np. bezcennymi wówczas -bo nie do zdobycia- rolkami papieru toaletowego. Absurd i komizm tych sytuacji był nie tylko imponujący, ale również "rozbrajał" przeciwników, zawsze groźną milicję obywatelską. A teraz różowy miś wzbudza tyle złych emocji i dzieli zamiast łączyć? O tempora! O mores!

Pomarańczowa Alternatywa działała w okolicach rynku wrocławskiego, a ja od 1988-ego roku pracowałem "u św. Doroty" przy ul. Świdnickiej... Bywał wówczas w naszej gościnnej parafii słynny Major Fydrych, twórca Pomarańczowej Alternatywy. Współpracowaliśmy również z dzielnym ruchem Wolność i Pokój, który zajmując się sprawami bardzo poważnymi np. zniesieniem powszechnego obowiązku służby wojskowej nie stronił również od antykomunistycznych demonstracji mocno zaprawionych humorem. I jak ja w takich warunkach mogłem być śmiertelnie poważny?

Długie zdanie końcowe

A jeśli dziś, mimo "podeszłego wieku" wytrzymuję w szkole z szaloną młodzieżą, a tym bardziej w klinice, gdzie cierpią, a czasem odchodzą z tego świata dzieci, to chyba właśnie dlatego, że potrafię - z Bożą pomocą - zachować pogodę ducha, czego wszystkim smutnym i zbyt poważnym ludziom życzę.

x. Wojciech Zięba