wtorek, 19 stycznia 2010

Tomasz Daroszewski: O sprawie krzyży w kontekście wyroku ze Strasburga

Orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wywołało w Europie falę komentarzy. Ciekawią nie tyle reakcje publicystów – ich akurat trzeba się było spodziewać - co realny odzew społeczny, którego doświadczamy także w naszym mieście. Z wielkim zdumieniem dowidziałem się, że kilku uczniów XIV LO wystąpiło do dyrektora z wnioskiem o zdjęcie krzyży z sal lekcyjnych. W swojej petycji zastosowali podobną argumentację, jaką umieścił Trybunał w orzeczeniu. To tok myślenia, który, abstrahując nawet od zupełnego braku zakorzenienia w naszej kulturze i próby jej przewartościowania, daleki jest od spójnego wywodu.

Przyjrzyjmy się kilku argumentom Trybunału i stojącym za nimi założeniom. Sędziowie uznali, że obecność krzyży w klasach lekcyjnych narusza prawo dzieci Soile Lautsi do wolności religijnej a także jej prawo do wychowywania ich zgodnie z własnymi przekonaniami. Trybunał przyjął rozumienie neutralności państwa w duchu bardzo agresywnej, francuskiej koncepcji laickości, w myśl której niedopuszczalne jest umieszczanie jakichkolwiek symboli religijnych w przestrzeni publicznej. W ten sposób państwo, unikając ze wszystkich sił posądzenia o faworyzowanie jakiegokolwiek światopoglądu, miałoby rzekomo zapewnić obywatelom równość i wolność, zbawienny pluralizm i wielokulturowość.

Tak pojęta światopoglądowa sterylność nie jest jednak w ogóle możliwa. Przytoczmy kilka sformułowań z orzeczenia. Trybunał stwierdził m.in., że szkoła powinna przekazywać treści edukacyjne w sposób „krytyczny, obiektywny i pluralistyczny”. Zobowiązana do zachowania neutralności wyznaniowej, powinna zaszczepiać w uczniach „myślenie krytyczne”(!). Tak pojęta neutralność jest jednak bliska nietolerancyjnej laickości i oczywiście również jest światopoglądem, którego faworyzowania domaga się Trybunał.

Przeciwstawianie „krytycznego myślenia” chrześcijaństwu dowodzi ponadto braku znajomości jego filozoficznego dorobku. Tomizm, który jest niemalże oficjalną filozofią Kościoła, w żaden sposób nie przeciwstawia rozumu wierze. Pełne potwierdzenie tego stanowiska wyrażone jest w encyklice Jana Pawła II „Fides et ratio”. Wielokrotnie było także powtarzane przez Benedykta XVI, m.in. w jego przemówieniu wygłoszonym na uniwersytecie La Sappienza 15 lutego 1990 – wtedy występował jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary - które stało się później przyczyną głośnych protestów. O tym, jak mało zasadnych, wiedzą jednak tylko ci, którzy zadali sobie trud sięgnięcia do jego treści. Próba zaszufladkowania wiary katolickiej jako stanowiska Ciemnogrodu, które zaślepione fanatyczną wiarą pozostaje wyłączone z dyskursu naukowego jest nieporozumieniem i świadczy o nieznajomości tematu.

Chybiony jest także zarzut, że przez obecność krzyża w szkole osoby, które z jakichkolwiek względów nie uznają go jako swojego symbolu, są w sytuacji opresyjnej. (W orzeczeniu Trybunał pisze o tym, że obecność krzyża może u nich wręcz powodować zaburzenia emocjonalne!) Od mniejszości nie wymaga się w tym przypadku kompletnie niczego, poza uznaniem faktu, że chodzą do szkoły, gdzie wiszą krzyże. Nie ma tu miejsca żadna indoktrynacja ani nawracanie na siłę.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wyrok Trybunału jest bardzo dalekim odejściem od pierwotnego ducha praw człowieka. Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych wolności z 1950 r., uznając przysługujące każdemu prawo do wolności wyznania, mówi wprost, że obejmuje ono wolność uzewnętrzniania swoich przekonań zarówno prywatnie jak i publicznie. Nie mam wątpliwości, że twórcy Konwencji mieli na celu ochronę swobody wyrażania swojego wyznania i w konsekwencji wzmacnianie pluralizmu. Interpretacja w duchu ostatniego orzeczenia Trybunału prowadzi jednak nie tyle do pluralizmu, co do wyjałowienia z jakichkolwiek form i przejawów religijności w sferze publicznej. Tym samym stoi nie tyle na straży wolności sumienia, co próbuje wcielić w życie nierealistyczną koncepcję wolności OD jakiegokolwiek wyznania. Doprawdy, nie sposób tu mówić o jakiejkolwiek neutralności.

Nie sądzę, żeby wyrok Trybunału był zagrożeniem dla istoty chrześcijaństwa, bo nie czerpie ani nigdy nie czerpało ono swej siły z symboli. Prawdziwie przeżywana wiara nie da się zredukować do roli „wyznania politycznego”, albo światopoglądu, któremu należy się poparcie np. dlatego, że pomaga zachować tożsamość jakiejś grupy społecznej. Niestety, wyrok Trybunału prowadzi tylko do antagonizacji stron i stworzeniu pewnego pola konfliktu. Na pewno nie można go nazwać wyrokiem, który niesie pokój.

Tomasz Daroszewski

Źródło: http://teologiapolityczna.dolnyslask24.info/blog.php