środa, 30 czerwca 2010

Episkopat: Hiszpania bez krzyży to "kulturowe samobójstwo"

„Kulturowym samobójstwem“ nazywa Konferencja Biskupów Hiszpanii (CEE) planowaną w tym kraju ustawę, która zakazuje obecności „symboli religijnych“, w tym chrześcijańskich krzyży w szkołach i we wszystkich budynkach publicznych.

Zdaniem rzecznika episkopatu, bp. Juana Antonio Martineza Camino, usunięcie chrześcijańskich symboli ze szkół, szpitali, ministerstw, rad miejskich i innych publicznych budynków jest częścią prześladowania, które dotyka Kościół katolicki w Hiszpanii. – Rugowanie krzyża z życia społecznego jest opowiedzeniem się przeciwko krzyżowi – powiedział bp Camino.

Usuwanie „symboli religijnych“ z budynków publicznych jest częścią projektu tzw. Ustawy Organicznej o Wolności Sumienia i Religijnej lansowanej przez socjalistyczny rząd premiera Jose Luisa Zapatero.

Według nowych przepisów także uroczystości i ceremonie oficjalne, organizowane w Hiszpanii przez władze publiczne, będą odbywać się bez jakichkolwiek akcentów religijnych.

Przygotowywana ustawa zmierza do rozszerzenia świeckości państwa i maksymalnego wyparcia religii z życia publicznego, jednocześnie nie stwierdza, że Hiszpania jest krajem świeckim, ale mówi jedynie o „neutralności władz publicznych względem religii lub wierzeń”.

Z dotychczasowych zapowiedzi wynika, że nowe przepisy miałyby wejść w życie najwcześniej jesienią br.

Źródło: KAI
Za: PiotrSkarga.pl

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Holandia: chrześcijanin, uciekinier z Egiptu prześladowany za wiarę

Kopt, który uciekł z Egiptu z powodu prześladowań na tle religijnym, drugi raz przegrał w sądzie z holenderskim pracodawcą, bo nie chce zdjąć z szyi krzyżyka – donosi dziennik „Rzeczpospolita”. – Myślałem, że Holandia jest krajem chrześcijańskim, ale teraz wszystko się zmieniło. Żyję w kraju Trzeciego Świata – mówi Ezzaz Aziz, 57-letni motorniczy tramwaju z Amsterdamu, który zaskarżył w grudniu ubiegłego roku swojego pracodawcę do sądu pracy.

Aziz twierdzi, że padł ofiarą dyskryminacji na tle religijnym. Według niego Państwowe Zakłady Transportowe zawiesiły go w pełnieniu obowiązków wyłącznie dlatego, że przyszedł do pracy z krzyżykiem na szyi. Gdy odmówił jego zdjęcia, odesłano go do domu.

Moje muzułmańskie koleżanki mogą nosić w pracy chusty, podczas gdy mnie nie wolno pokazywać, że jestem chrześcijaninem – skarży się Aziz. Według niego zakłady transportowe okazują zbyt wielką tolerancję wyznawcom Allaha. – W naszej firmie członkom jednej religii wolno wszystko, a drugiej nie wolno nic! – uważa.

Sąd pracy przyznał jednak rację pracodawcy, który argumentował, że noszenie łańcuszków na szyi, bez względu na to, czy wisi na nich krzyżyk, czy nie, jest niezgodne z regulaminem – czytamy w „Rz”. Aziz złożył apelację od wyroku. Ta jednak również zakończyła się jego porażką. Sąd apelacyjny uznał, że pracodawca nie dopuścił się dyskryminacji z przyczyn religijnych, zakaz nie dotyczy bowiem krzyżyka, tylko łańcuszka. „Pan Aziz może nosić krzyżyk w pierścionku, bransolecie lub jako kolczyk w uchu” – napisał sąd w uzasadnieniu wyroku.

Konduktor tramwaju jest rozczarowany wyrokiem i krajem, który go przyjął w 1982 roku. Uciekł wtedy z Egiptu, gdzie był prześladowany za wiarę. – Myślałem, że Holandia jest krajem chrześcijańskim, ale teraz wszystko się zmieniło. Żyję w kraju Trzeciego Świata – podkreśla Aziz. Według niego jeszcze kilka lat temu było zupełnie inaczej. – Moje muzułmańskie koleżanki miały zakaz noszenia chust, a ja mogłem nosić krzyżyk w widocznym miejscu. Teraz będę musiał ukrywać go pod swetrem, bo w moim wieku nie znajdę już innej pracy – twierdzi.

Źródło: „Rzeczpospolita”

Komentarz: Współczesny świat toleruje niemalże wszystko. W wielu krajach można zgodnie z obowiązującym prawem zamordować nienarodzone dziecko, jawnie promować zboczenia na ulicach miast, zawrzeć "związek" partnerski sprzeczny z naturą. Przykłady upadku wszelkich zasad i wartości w dzisiejszych czasach można mnożyć w nieskończoność. Tymczasem swobodne manifestowanie wiary chrześcijańskiej (w tym przypadku poprzez noszenie krzyża) jest powoli, acz konsekwentnie, zakazywane. Nie powinno nas to dziwić - wizerunek Odkupiciela, który cierpiał za grzechy rodzaju ludzkiego, jest wyrzutem sumienia dla wszystkich wrogów moralności i prawdziwych wartości.
Wielu otwartych wrogów Chrystusowego krzyża walczy z symbolem Zbawiciela pod pretekstem dążenia do "neutralności" światopoglądowej państwa. Czy mówią prawdę? We Francji, w kraju tak butnie manifestującym swoją "laickość", premier François Fillon dokonał dzisiaj otwarcia największego meczetu w Europie. Jest to pierwszy przypadek uczestnictwa szefa rządu francuskiego w uroczystości udostępnienia wyznawcom islamu miejsca kultu. Komentarz jest zbędny. Europa sama wbija gwoździe do swojej trumny. Czy ludzie zauważą to, nim będzie za późno?

środa, 5 maja 2010

x. Wojciech Zięba: Czarna rozpacz Pani Środy

Po smoleńskiej tragedii niezwykle trudno jest znaleźć właściwe słowa. Bardzo łatwo kogoś zranić albo obrazić. Nawet szukanie przyczyn katastrofy jest skomplikowane. Warunki atmosferyczne, fatalne lotnisko, błąd pilota, lekkomyślność, presja, rola rosyjskich służb - można snuć wiele hipotez często sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem, a czasem bardzo logicznych i sugestywnych. Na pewno nie jest moim zadaniem wysuwać jakiekolwiek podejrzenia czy formułować oskarżenia. Przeciwnie - trzeba pochylić się nad każdą ofiarą katastrofy, niezależnie od przynależności partyjnej i od wielkości zasług wobec Ojczyzny. Niech wszyscy zmarli odpoczywają w pokoju!

Z tym większym przerażeniem zapoznałem się z "garścią refleksji" na ten temat autorstwa wyjątkowo medialnej Profesor Magdaleny Środy. Jej twórczość śledzę dosyć pobieżnie. Pani Profesor, jako surowy recenzent działań kościelnych instytucji zabrała się po Świętach Wielkanocnych do oceny kazań i homilii biskupich. ("Głos Kościoła brzmi dość fałszywie", 2010.4.6). Oberwało się arcybiskupowi Michalikowi i arcybiskupowi Nyczowi, ale dopiero wystąpienie arcybiskupa Muszyńskiego, prymasa Polski wydało się pani Środzie "wzywaniem do obywatelskiego nieposłuszeństwa", a więc czymś na granicy prawa i bezprawia... Oczywiście nie mogło zabraknąć w tekście pani Środy uwagi w rodzaju "tak nauczają, a z pedofilią nie mogą sobie poradzić". Innymi słowy niewiele z wielkanocnej radości potrafiła odnaleźć Pani Profesor podczas Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. I tak pewnie powinno być skoro jest osobą niewierzącą. Ponadto nikomu nie wolno odbierać prawa do sądów krytycznych. A krytyka każdemu jest potrzebna i na swój sposób takie uwagi mogą Kościołowi nawet pomóc.

Pani Profesor użyła również swego sprawnego warsztatu do oceny uroczystości pogrzebowych pary prezydenckiej. I tutaj w swoim zaślepieniu poszła dość daleko. Nie wiem jak p. Środa przeżywa ten wyjątkowy czas , ale z jej tekstu wynika, że głównym powodem żałoby powinien być fakt, iż to Kościół zawłaszczył sobie uroczystości żałobne...

"Sobotnie uroczystości żałobne pokazały wielką jedność Polaków, ale zarazem NIEWIARYGODNĄ DOMINACJĘ KOŚCIOŁA. W sobotę na placu Piłsudskiego było pięć procent państwa i jego władz, DZIEWIĘĆDZIESIĄT PIĘĆ PROCENT KOŚCIOŁA I JEGO HIERARCHÓW. Premier Tusk z pokora wygłosił swoją krótką mowę, marszałek Komorowski z wielkim (niestety) trudem - swoją, CAŁA RESZTA UROCZYSTOŚCI NALEŻAŁA DO KLERU. W niedzielę również. POLSKA JEST PAŃSTWEM WYZNANIOWYM, PRZEJĘTYM PRZEZ KOŚCIÓŁ, co jest może zgodne z wolą Polaków, ale niezgodne z Konstytucją" - ubolewa Pani Profesor. I dramatycznie pyta: "Może pora to zmienić?".

Jeszcze nie wszystkie ofiary katastrofy zostały pochowane, więc nie jest to dobry czas na polemikę czy złoślwości, czy wytykanie błędów (wspomnę tylko za profesorem Julianem Dybcem z Instytutu Historii na UJ, że kardynał Sapieha nie sprzeciwiał się pochowaniu marszałka Piłsudskiego na Wawelu, a chodziło mu jedynie o konkretne miejsce. Pani Środa, paradoksalnie, z wielkim sentymentem wspomina rząd Polski przedwojennej, który nie ugiął się przed kardynałem w odróżnieniu od służalczego -w domyśle- rządu Donalda Tuska...)

Muszę jednak Pani Profesor przypomnieć, że człowiek po stracie najbliższych cierpi i pragnie ich pożegnać jak najbardziej godnie. To nie Kościół zawładnął państwem i uroczystościami pogrzebowymi, ale to LUDZIE PRZYSZLI DO KOŚCIOŁA. Tak jak pięć lat temu, po śmierci papieża Jana Pawła. I nie jest to dla Kościoła powód do pychy czy arogancji, czy tryumfalizmu. Taka jest po prostu rola Kościoła. Ma służyć, mimo swych słabości, zwłaszcza w tak dramatycznej sytuacji. Pani Profesor, PROSZĘ NIE MYLIĆ PRZYCZYNY ZE SKUTKIEM! Kościół nie jest olbrzymim czarnym pająkiem, w którego perfidnie i misternie utkaną pajęczynę wpadają bezbronne małe muszki. To ludzie, szczególnie w momentach przełomowych, bolesnych, czując kruchość i ulotność istnienia często zwracają się ku Bogu. Doświadczyliśmy tego w ostatnich dniach, obserwując dziesiątki pogrzebów... "Nie ma imperializmu Kościoła, jest tylko służba" - przekonywał Jan Paweł II. Wszyscy wiemy, że błędy i grzechy są obecne również we wspólnocie Kościoła. Ale celem jest służba Bogu i ludziom. "Człowiek jest drogą Kościoła" - przypomina Jan Paweł II.

I dlatego w tym smutnym czasie KOŚCIÓŁ ODPOWIADA SŁUŻĄC jak najlepiej potrafi, na pewno pełen dobrej woli. Czy naprawdę tak trudno to zrozumieć, zaakceptować i... pomilczeć w zadumie?

x. Wojciech Zięba

wtorek, 27 kwietnia 2010

Polska: konna krucjata w obronie krzyża

Konna krucjata rycerzy św. Jadwigi Królowej Polski w obronie Krzyża i wiary katolickiej wyruszyła z relikwiami Krzyża Świętego w niedzielę spod Tatr – informuje serwis internetowy Polskiego Radia. Obrońcy Krzyża i wiary przejdą przez całą Polskę nad Bałtyk.

W trakcie konnej wyprawy jej uczestnicy będą ubrani w historyczne stroje rycerskie. Rycerze mają jedynie wytyczoną drogę i cel, jednak nie mają ściśle określonego harmonogramu podróży. Trasa krucjaty wiedzie przez Wadowice, Kraków, Górę Święty Krzyż, Warszawę, Niepokalanów, Ciechanów, Olsztyn, Elbląg i Gdańsk. – Na Plac Trzech Krzyży w Gdańsku najpóźniej dotrzemy za cztery miesiące – przewiduje Andrzej Popławski, zwierzchnik istniejącego od 2006 roku Bractwa Rycerzy św. Jadwigi Królowej Polski w Nowym Targu.

W trakcie wyprawy, rycerze będą zbierać podpisy pod memorandum w obronie Krzyża. Impulsem do podjęcia krucjaty był dla rycerzy św. Jadwigi Królowej Polski wyrok Trybunału w Strasburgu w sprawie usunięcia krzyża w szkole publicznej we Włoszech.

Rycerze chcą zebrać aż cztery miliony podpisów. Jak twierdzą, są oburzeni orzeczeniem, w którym uznano, że krzyż w klasie naruszał „prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami” – informuje „Rzeczpospolita”.

Podpisy będą zbierać przede wszystkim dzięki pomocy przyjaciół, znajomych i sympatyków niezwykłej krucjaty. Bo nawet jeśli konna pielgrzymka nad Bałtyk potrwa co najmniej 40 dni, kilku rycerzy nie zdołałoby w tym czasie uzyskać aż takiego poparcia dla swego memorandum. Zwłaszcza że choć w niedzielę spod Giewontu ruszyła ich szóstka, wczoraj po noclegu w Rabie Wyżnej w dalszą drogę w kierunku Makowa udało się już tylko dwóch „krzyżowców”.

Andrzej Popławski twierdzi jednak, że liczba uczestników krucjaty będzie się zmieniać z dnia na dzień, bo – jak sądzi – po drodze dołączą do nich kolejni zwolennicy tej niezwykłej pielgrzymki.

„Jeśli masz odwagę, aby bronić tego Krzyża, jeśli rozumiesz odpowiedzialność za Ojczyznę, naszą ziemię, tradycję, kulturę i historię z miłości do tego, co Polskę stanowi, poprzyj nas, módl się z nami. Nie możemy zawieść Boga, Ojczyzny i tych, co oddali za te wartości życie. Non possumus! (...)” – czytamy w apelu opublikowanym na stronie Rycerzy św. Jadwigi Królowej Polski.

Uczestnicy krucjaty domagają się „zagwarantowania obecności Krzyża i swobody umieszczania go zgodnie z konstytucją”.

Źródło: Polskie Radio, „Rzeczpospolita”
Za: PiotrSkarga.pl

wtorek, 13 kwietnia 2010

"Lecz kto się mnie zaprze przed ludźmi..."

Krzyż wielokrotnie w dziejach świata był obiektem ataków i nienawiści. Zatem wydarzenia, których jesteśmy świadkami w dzisiejszych czasach, nie są niczym nowym, choć rzecz jasna nie wolno pod żadnym pozorem bagatelizować narastającej wrogości wobec znaku naszego Zbawiciela. Zwróćmy jednak uwagę, że chyba nigdy wcześniej ludzie mieniący się chrześcijanami nie okazywali takiej bierności w obliczu walki przeciwko wierze i jej świętym symbolom. Obrona wiary jest jednak naszym obowiązkiem, od którego nie wolno nam uciec. Dzisiaj, gdy próbuje się zniszczyć resztki chrześcijańskiej cywilizacji, musimy opowiedzieć się za Chrystusem zarówno słowem, jak i czynem. Sam Pan Jezus powiedział: Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; i kto nie zbiera ze Mną, rozprasza. (Mt 12, 30)
Niech zachętą do odważnego wyznawania wiary oraz obrony świętego Krzyża będzie dla nas przykład św. Maksymiliana Marii Kolbego:

W połowie marca - opowiada p. Edward Gniadek - odwiedził naszą celę nr 103 Scharfuhrer. Gdy zobaczył o. Maksymiliana w habicie, twarz jego sponsowiała, jakby go kto oblał wrzątkiem. Z oczyma nabiegłymi krwią, pieniąc się od wściekłości, chwycił za krzyż od różańca i zaczął nim szarpać z głuchym rechotem:
- Ty świnio, ty klecho, ty czarna zarazo, czy ty wierzysz w to, w to...
Słowo "krzyż" jakby nie mogło przejść mu przez gardło.
- Wierzę - odpowiedział o. Maksymilian spokojnie i mocno.
Gestapowiec podniósł rękę i z całej siły wymierzył mu policzek. Drugi, trzeci... Zakonnik zgiął się wpół, twarz jego zaczęła zachodzić sino krwawymi plamami, uczuł w ustach słony smak krwi.
- He, a teraz wierzysz jeszcze?
- O tak, całym sercem wierzę!
Wówczas zbira opanował czerwony szał. Już nie bełkotał, ale ryk wydarł mu się z gardła. Pięściami zaczął okładać słaniającego się księdza, ciężkimi butami kopał go jak psa, powtarzając nieprzytomnie:
- A teraz czy wierzysz?
- Wierzę - powtarzał o. Maksymilian pod gradem coraz brutalniejszych ciosów - wierzę!
(Źródło: Maria Winowska, Szaleniec Niepokalanej)

Requiescant in pace...

Requiem aeternam dona eis Domine et lux perpetua luceat eis.


Sławomir Olejniczak: SIGNUM TEMPORIS - DRUGI KATYŃ

W wigilię święta Bożego Miłosierdzia, dnia 10 kwietnia 2010, udając się na obchody siedemdziesięciolecia dokonaniu mordu w Katyniu, zginął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej wraz z małżonką i przedstawicielami władz polskich. Wydarzenie to wstrząsając duszami wszystkich Polaków wywołało jednocześnie mnóstwo pytań, w rodzaju: Dlaczego do tego doszło? Jakie będą tego skutki? Jaki ma to sens?

Człowiek jako istota rozumna zawsze zadawał sobie takie pytania, aby zrozumieć sens przeżywanego cierpienia. Podobnie dziś przeżywając tę narodową tragedię wielu Polaków stawia takie pytania.

Pytania te odnoszą się nie tylko do sfery materialnej, widzialnej, ale również do sfery duchowej i moralnej. Z punktu widzenia porządku doczesnego można pytać o przyczyny i skutki tej tragedii. Można się zastanawiać nad tym, co było przyczyną katastrofy: warunki atmosferyczne, stan techniczny maszyny czy błąd ludzki. Można się także zastanawiać, jakie będą jej następstwa w życiu politycznym: kiedy odbędą się następne wybory prezydenckie, jacy będą kandydaci, kto i kiedy obejmie stanowiska po osobach, które zginęły, itd.

Jednak w perspektywie doczesnej pytania o sens tej tragedii pozostają bez odpowiedzi. Można tylko przytaknąć marszałkowi Komorowskiemu, że to zrządzenie losu.

Jednak dla katolika taka odpowiedź jest niewystarczająca, albowiem wszystkie wydarzenia w historii mają swoją logikę i sens, gdyż to Bóg jest Panem dziejów i Jego Opatrzność nimi kieruje. Jak widzimy, w historii każdego narodu są chwile radości i goryczy, dni chwały i tragedii. Każde takie wydarzenie historyczne zarówno to radosne, jak i to tragiczne chrześcijanie starali się zrozumieć patrząc na nie z religijnej perspektywy. Szczególnym przykładem takiej postawy jest ks. Piotr Skarga, patron naszego Stowarzyszenia, który właśnie w ważnych wydarzeniach historycznych dopatrywał się znaków czasu, znaków, które daje narodowi Opatrzność.

Wiele osób zwróciło uwagę na zbieżność dat i miejsc. Upłynęło siedemdziesiąt lat, gdy komunistyczni zbrodniarze dokonali masowego mordu na przedstawicielach polskiej elity wojskowej i cywilnej. W odległości kilkunastu kilometrów od miejsca zbrodni rozbił się samolot z przedstawicielami polskiej elity wojskowej i politycznej z Prezydentem Państwa na czele. Złośliwy chichot historii czy znak czasu?

Dla człowieka kierującego się rozumem oświecanym przez wiarę zawsze to będzie znak i dlatego będzie sobie stawiał pytania o jego znaczenie i historyczny sens.

Tragiczne wydarzenia w historii często mają charakter napomnienia dla narodu, na co wskazywał już przed kilkoma wiekami ksiądz Skarga. Napomnienie zaś płynie z Ojcowskiego Miłosierdzia Boga, aby ludzie unikali tego, co złe i skierowali się ku temu, co dobre.

Po pierwsze, katastrofa pod Smoleńskiem przypomniała nam prostą prawdę, że każdy człowiek bez względu na swoją pozycję i stanowisko prędzej czy później umrze i zda raport przed Bogiem ze swojego życia. Jakże często ludzie, a w szczególności wielcy tego świata, zapominają o tej prostej prawdzie i żyją, jakby nigdy nie mieli umrzeć.

Po drugie, również ludzkie struktury, jak na przykład państwo, są nietrwałe. Śmierć głowy państwa i wielu innych przedstawicieli władz wywołała poważne zamieszanie w strukturach państwowych, a wśród obywateli niepokój i obawy o przyszłość kraju. Podobnie jeńcy katyńscy, zanim ponieśli śmierć, byli świadkami zniknięcia z areny dziejów całego państwa, jakim była II Rzeczpospolita.

Te bolesne wydarzenia z naszej historii: upadek II Rzeczypospolitej, mord katyński i katastrofa lotnicza pod Smoleńskiem przypominają nam, że ostatecznym celem człowieka jest zbawienie duszy i życie z Bogiem w wieczności, a nie ziemskie życie i ludzkie struktury, które zawsze są nietrwałe. Nabierają one wartości i znaczenia o tyle, o ile są nakierowane na wieczność, na osiągnięcie przez człowieka celu ostatecznego. Stąd też życie w ziemskiej ojczyźnie ma być nakierowane na osiągnięcie życia w ojczyźnie niebieskiej. Jak naucza św. Tomasz z Akwinu, celem władzy jest przede wszystkim kształtowanie cnót moralnych wśród obywateli, aby tworząc w ten sposób chrześcijański porządek społeczny osiągnęli zbawienie duszy. Polska jako dobro wspólne powinna być oparta na takich zasadach i regułach życia społecznego, aby stanowiły one okazję do praktykowania dobra i unikania zła i przez to sprzyjały osiągnięciu zbawienia przez obywateli.

Należy stwierdzić, że ta prawda przez ostatnie dwadzieścia lat została w Polsce zapomniana, natomiast próbuje się budować liberalny (czytaj: relatywistyczny) i konsumpcjonistyczny raj na ziemi, w którym ludzie starają się żyć, jakby Bóg nie istniał, a Jego przykazania nie obowiązywały.

Katastrofa w Smoleńsku jest dla nas lekcją i napomnieniem, że jeżeli nie oprzemy porządku społecznego (prawnego i obyczajowego) w Polsce na Bożych przykazaniach, to nie liczmy na to, że nasza nowa Rzeczpospolita będzie trwać długo.

Paradoksalnie, to tragiczne wydarzenie stworzyło Polakom szansę powrotu do swych chrześcijańskich korzeni, pokazało kruchość ziemskiego życia, ale wskazało również, że jego fundamentem i celem powinien być Bóg. Oby ten duchowy i moralny wstrząs stał się zaczynem przebudzenia sumień Polaków, impulsem do podjęcia wysiłku dla powstrzymania procesu dechrystianizacji naszego kraju i starań na rzecz duchowej odnowy Polski i Europy.

Osoby, które zginęły w katastrofie, zakończyły już swą ziemską służbę i przeszły do wieczności. Stamtąd z pewnością ci spośród nich, którzy odeszli w łasce Bożej, będą orędować za nami, żeby Polska nigdy nie przestała być Królestwem Maryi, a Polacy pozostali narodem wiernym Bogu w wypełnianiu swej misji dziejowej.

Źródło: PiotrSkarga.pl

czwartek, 8 kwietnia 2010

Widmo ateistycznego fundamentalizmu zagraża Brazylii

III Krajowy Program na Rzecz Praw Człowieka (PNDH-3) to inicjatywa lewicowego prezydenta Brazylii Luiza Inácio Luli da Silva oraz jego współpracownika, Sekretarza Praw Człowieka Paulo Vannuchiego, która może pchnąć ten olbrzymi, w większości katolicki kraj, na drogę ateistycznego fundamentalizmu. Projekt jest zbiorem regulacji wprowadzających cały szereg niemoralnych i antychrześcijańskich rozwiązań zgodnie z duchem rewolucji kulturalnej zapoczątkowanej rebeliami studenckimi 1968 roku.

W projekcje zapisano m.in.:
1. Usunięcie symboli religijnych z urzędów publicznych wbrew katolickim korzeniom Brazylii;
2. Legalizację aborcji;
3. Legalizację związków pomiędzy osobami tej samej płci;
4. Legalizację prostytucji;
5. Wprowadzenie socjalistycznych koncepcji ekonomicznych i rozszerzanie tzw. reformy rolnej, co w praktyce oznacza w Brazylii parcelację majątków utrudniając zwrot ziemi nielegalnie przejętej przez np. tzw. Ruch Bez Ziemi (MST);
6. Podział terytorium Brazylii poprzez ogromne zwiększenie autonomii populacji indiańskiej w celu ochrony i promocji indiańskiego (często pogańskiego) stylu życia;
7 Tworzenie mechanizmów „demokratycznej” kontroli policji.

Jak podkreśla, Instytut Plinia Correi de Oliveira, brazylijska lewica sądząc, że kraj jest zbyt konserwatywny, próbuje zastosować „terapię szokową” i jedną ustawą – jaką jest projekt PNDH-3 (III Krajowy Program na Rzecz Praw Człowieka) – chce dokonać antychrześcijańskiej rewolucji obyczajowej i kulturalnej.

Instytut rozpoczął też akcję społeczną przeciwko proponowanym rozwiązaniom. Akcję zainicjowano na stronie internetowej: http://www.ipco.org.br/pndh/, na której umieszczona jest żółta kartka, którą każdy może wystawić posłom zaangażowanym w prace nad tym groźnym projektem.

Źródło: PiotrSkarga.pl

niedziela, 4 kwietnia 2010

Julian Zawiczewski: DOJRZALI I ODPOWIEDZIALNI

Po kilku już doniesieniach prasowych, można zauważyć pewną regułę tyczącą licealnych „afer“ z krzyżami. W większości przypadków (jeśli nie wszystkich) usunięcia krzyży żądali (bardzo nieliczni zresztą) maturzyści. Dlaczego właśnie oni? Ano – dlatego, że są pełnoletnimi, „dojrzałymi obywatelami“. W przypadku uczniów młodszych decyzja o ewentualnym żądaniu zdjęcia krzyży należałaby raczej do rodziców – a rodzice raczej (nie mówię, że wszyscy – ale większość) nie mają nic przeciwko krzyżom. Po pierwsze dlatego, że rodzice dzisiejszych licealistów to ludzie, którzy pamiętają z własnych szkolnych lat państwo rugujące krzyże zewsząd. Dyrektor jednego z wrocławskich liceów w latach osiemdziesiątych zrywał krzyżyki z szyj uczennic na szkolnym korytarzu. Ci ludzie, choćby sami nie identyfikowali się z krzyżem, dużo mniej skwapliwi są w zabieraniu go innym. Po drugie, osoby starsze mają zwykle, choć oczywiście nie zawsze, trzeźwiejsze spojrzenie na różne kwestie. Niekiedy są lepiej wykształcone – i wiedzą, czym jest znak krzyża, nie tylko dla chrześcijan (czyli dla większości współczesnych Polaków – i miażdżącej większości, jeśli zliczyć wszystkie pokolenia Polaków), ale także dla cywilizacji europejskiej, dla polskiej państwowości. Niekiedy wiedzą też, że krzyż w szkołach pojawił się wcześniej niż orzeł – i nie jest to dla nich bez znaczenia. Po trzecie, osoby starsze nie będące chrześcijanami, a nawet chrześcijaństwa nie lubiące, zazwyczaj machnęłyby na to ręką – bo też cóż komu wadzą te dwie deseczki... Zawziętych antychrześcijan jest wśród ludzi w wieku średnim bardzo, bardzo niewielu. Co innego nastolatek przechodzący okres młodzieńczego buntu. On, nierzadko, zdjąłby ze ściany także godło państwowe, a powiesił na szkolnej ścianie np. subkulturowy znaczek... Bogu dzięki, szkoła nie jest jednak po to, żeby realizować tego rodzaju fanaberie zbuntowanej młodzieży, ale po to, by tę młodzież – nierzadko z trudem (i wątpliwymi rezultatami) uczyć.

Z maturzystami kłopotów bywa więcej. Jako pełnoletni „dojrzali obywatele“ skorzy bywają także do wypisywania sobie samym usprawiedliwień – i co pewien czas problem ten wypływa na wierzch. Nie wiem, jakie są w tej chwili przyjmowane rozwiązania; ładnych kilka lat temu, kiedy kończyłem liceum, z reguły nauczyciele nie respektowali prawa uczniów pełnoletnich do samousprawiedliwień – na szczęście żaden sztubak nie wpadł na pomysł poskarżenia się Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka ani innej instytucji tego typu (nie wpadł na taki pomysł także dlatego, że o całym procederze dowiedzieliby się jego rodzice...). Cóż więc z tą dojrzałością i odpowiedzialnością pełnoletenich obywateli? Jakąś wskazówkę dają nam ci młodzi ludzie, którzy beztrosko żądają usunięcia – zazwyczaj kilku – krzyży ze szkolnych ścian. Nie interesują ich przy tym ani uczucia koleżanek i kolegów, ani nauczycieli i rodziców, ani obowiązujące prawo, ani tysiącletnia historia... Oni sami za pół roku (uczeń w Sopocie – za dwa miesiące...) przestaną chodzić do szkoły. Jak więc tu wierzyć, że chodzi rzeczywiście o ichnie odczucia względem krzyża? „Męczyli się“ z krzyżami przez trzy lata – i dwóch miesięcy nie zniosą? Tak się napromieniowali rakotwórczym znakiem, że dłużej wytrzymać nie mogą? Doprawdy, trudno to wyjaśnić. Chyba, że uzna się jednak wysuwane roszczenia za chęć zdobycia rozgłosu, prestiżu w jakimś środowisku; może jakąś inwestycję we własną przyszłość (a nuż jakaś współpraca z lokalnym oddziałem „Gazety Wyborczej“? Albo chociaż miejsce na wyborczej liście Sojuszu Lewicy Demokratycznej w wyborach samorządowych...). A jeżeli już pojawiają się jakieś szlachetne pobudki – to także dość wątpliwe: wbrew opinii koleżanek i kolegów doprowadzimy do zdjęcia krzyży, działając w imię przyszłych pokoleń licealistów – o których pojęcia nie mamy, jaki jest ich stosunek do krzyży.

Wydawałoby się, że wypadki ostatniego półrocza nie najlepszą wystawiają laurkę nauczycielom – zwł. przedmiotów humanistycznych – szkół średnich. Po trzech latach nauki ich uczniowie niezbyt orientują się w tym, czym jest symbol krzyża i jak jest on związany z polską i europejską historią i tożsamością. Być może gdyby wiedzieli, mniej byliby skorzy do wysuwania postulatów usuwania krzyży... Tym bardziej, że to właśnie teraz co i rusz naucza się młodzież „tolerancji“ – czemuż więc nie dla większości, która nie ma nic przeciwko obecności krzyży w przestrzeni publicznej? Należy jednak stanowczo podkreślić, że sytuacja nie wygląda aż tak źle. Jak wspomniałem na wstępie, zjawisko ma bowiem charakter absolutnie marginalny. Możliwe, że ulegnie to zmianie, póki co jednak zdecydowana większość młodzieży w całej sprawie zachowuje się wręcz zaskakująco dobrze.

Tak czy owak – do nauki, maturzyści, bo egzaminy tuż-tuż. Komu w duszy zagra (a wyniki mu pozwolą), może wybrać się na studia. We Wrocławiu (oprócz kilku innych uczelni, z cenioną Politechniką na czele) czeka na Was piękny uniwersytet. Założyli go na przełomie XVII i XVIII wieku jezuici, nic więc dziwnego, że jego gmach główny sam w sobie jest jednym wielkim symbolem religijnym, na którym nawet posągu św. Ignacego Loyoli nie braknie.

Julian Zawiczewski

Rozmowa z x. Wojciechem Ziębą

Publikujemy wywiad, jakiego x. Wojciech Zięba udzielił w lutym dla pisma "Wawrzyn" (czasopismo wrocławskiego Duszpasterstwa Akademickiego "Wawrzyny"):


Jesienią 2009 roku trójka uczniów XIV LO we Wrocławiu - powołując się na listopadowy wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, mówiący, że wieszanie krzyży w klasach narusza wolność religijną - złożyła petycję domagając się zdjęcia krzyży z klas szkoły, do której uczęszczają. Wkrótce przeciwko temu pomysłowi wystąpili obrońcy krzyży. Obie strony swe racje przedstawiły podczas debaty, która odbyła się 16 grudnia 2009 roku. O naświetlenie sporu w tej sprawie poprosiłam księdza Wojciecha Ziębę, który jest w tym liceum katechetą.

Od czego rozpoczęła się sprawa zdjęcia krzyży w LO XIV?
Podobno uczniowie omawiali na etyce wyrok Trybunału Europejskiego w sprawie krzyży i innych symboli religijnych czy chrześcijańskich. Etyki uczy nauczyciel, z którym raczej nie mam kontaktu, nie jest zbyt przyjazny. Podejrzewam, że wtedy wpadli na pomysł, że tu też mogą spróbować taką akcję przeprowadzić. Są dwie hipotezy. Nie jest wykluczone, że zostali "podpuszczeni" przez kogoś i wykonywali zadanie. Chociaż staram się takich spiskowych teorii unikać i myślę, że było inaczej. Oni tak sobie podyskutowali, a pewne środowiska zainteresowane laicyzacją, tzw. "nowoczesnością", postanowiły to wykorzystać. Wyczuły, że to może być próba wprowadzenia tych "oświeconych" metod tworzenia społeczeństwa "otwartego" czy politycznie poprawnego.

Czy osoby, które rozpoczęły tę akcję, są przedstawicielami większej grupy czy występowały indywidualnie?
Sądzę, że oni po prostu we trójkę pogadali sobie na lekcjach etyki. Zresztą, nie mam o to żalu do etyka. Wręcz przeciwnie, niech sobie rozmawiają, szukają. Z tą trójką nie miałem kontaktu. Oni uważają, że są jakby "ponad", dlatego dialog z nimi jest trudny lub wręcz niemożliwy. Uważają nas za "ciemnogród", więc "dlaczego mają z jakimś szamanem z wioski rozmawiać". Wprowadzają nowoczesne technologie, to szamana muszą w najlepszym wypadku omijać.

Jak doszło do debaty w sprawie zdjęcia krzyży?
Wcześniej gdzieś się coś szeptało, że jest petycja. Dowiedziałem się od pani katechetki, że jest jakaś sprawa i dyrektor prosi o nasze ustosunkowanie się. Kiedy dyrektor przyszedł do szkoły, obskoczyli go dziennikarze i pytają, co z krzyżami. To było zaskoczenie i dwa, trzy tygodnie przed tym apogeum właściwie tylko druga strona to rozgrywała. W lokalnej "Gazecie Wyborczej" ukazywały się krótkie artykuły o uczniach, ich zainteresowaniach, poszukiwaniach. To było trochę takie "lansowanie" tej trójki. Dyrektor był chwalony za to, że rozsądnie podchodzi do problemu, a my: księża i katecheci, że jesteśmy tacy ugodowi. Dopiero jak w sposób zdecydowany zadziałaliśmy podczas debaty, to dyrektor "schował się pod sutannę ze strachu", a "księża okazali się radykalni czy nawet fanatyczni". Debata była kluczowa. Uważam, że to nasz mocny kontratak po pewnym okresie ich samozadowolenia tak zadziałał.

Samozadowolenia?
Tak, inicjatywa była w ich rękach, mieli swoją grupę. Debata była po ich myśli, więc od razu przyjęli propozycję dyrektora, który szukał dla nich miejsca w tej sytuacji. Z naszej strony było to trochę takie pospolite ruszenie. Ich było troje, mieli swojego nauczyciela, a z naszej strony nie wiadomo, kto miał odpowiadać: biskup, dyrektor, jakiś uczeń? W końcu zebrałem kilkoro uczniów, którzy interesowali się tą sprawą. Poszedłem też do karmelitanek poprosić o modlitwę w tej intencji. Wydawało się, że tamci są na wygranej pozycji i dopiero sama debata rozbiła te bańki pychy. Niektórzy twierdzą, że nasz kontratak był zbyt ostry albo niepoważny, ale ja uważam, że był skuteczny. Myśleli, że tą debatą wykażą naszą obsesję, ale byli chyba zaskoczeni naszą reakcją i przygotowaniem. A na zakończenie dostali ode mnie oprócz słynnych zabawek bardzo dobrą książkę w 5-ciu egzemplarzach (J. Weiler "Chrześcijańska Europa").

Jak przebiegała debata?
Obie strony były dobrze reprezentowane. U nas był dr Nysler, dawniej ateista i racjonalista, który się nawrócił, a także pan Terlikowski, dyskutant i intelektualista, a na pewno inteligent katolicki, znany z telewizji. Po drugiej stronie był m.in. profesor Hartman, wojujący ateista. Z tego, co do mnie docierało, byli zachwyceni, że mają przy sobie profesora i że nas "pojadą". My stworzyliśmy zespół i mieliśmy bardzo dużo argumentów. Wiedziałem, że trzeba bardzo ostro i konkretnie bronić swego stanowiska, oczywiście bez obrażania ludzi. Trzeba też pamiętać o najmłodszych obserwatorach tej debaty, czyli gimnazjalistach z I klasy. Uznałem, że za pomocą paru żartów trzeba sytuację jakoś rozładować i pokazać, że strona "kościelna" jest nie tylko przygotowana intelektualnie, w co niektórzy powątpiewali, ale może też być pogodniejsza, bardziej dynamiczna, weselsza, ładniejsza. Wydaje mi się, że udało nam się to w stu procentach. Niektórzy potem uważali, że zlekceważyliśmy czy nawet obraziliśmy przeciwników, ale to tylko dlatego, że tak mocno przegrali. Może gdyby wygrali, uznaliby nas za rozsądnych, ale nieprzekonywujących.

Ogłoszono oficjalnie, że krzyże będą wisiały. Jak ci uczniowie zareagowali na tę wiadomość? Czy pogodzili się z decyzją dyrekcji? Czy może dalej próbują coś zrobić?
Po debacie "Gazeta Wyborcza" pojęczała jeszcze chwilę, postraszyła profesora Legutkę za użycie słowa "smarkacze", a później sprawa całkowicie ucichła. Ten atak został odparty, chociaż słyszałem, że ludzie o takich poglądach nie odpuszczą i będą próbowali działać w inny sposób. Uważam, że mają pełne prawo do swoich działań i poszukiwań, tylko niech nie liczą na to, że uda im się ich smutny światopogląd wcielić w życie.

A jaka jest teraz atmosfera w szkole? Czy jest jakaś różnica czy może wszystko jest po staremu?
Raczej nie ma różnicy. Myślę, że to był jakiś test w rodzaju: czy Polska osiągnęła już ten poziom oświecenia, tolerancji, postępowości, żeby można było wprowadzać reformy usuwające pewne symbole w imię racjonalistycznego, nowego porządku świata. Dlatego dosyć duże znaczenie przywiązywałem do tej sprawy. Być może "czternastka" jako szkoła sztandarowa, szkoła wybitnie zdolnej młodzieży, właśnie dlatego została wybrana. Nie mam na myśli, że jest jakiś sztab masonów, który próbował to ustawić, ale być może dlatego zrobił się szum, bo to dość znana szkoła, więc gdyby tutaj akcja się powiodła, to mogłaby ogarnąć też inne miejsca, może nawet całą Polskę? Słyszało się wokół, że więcej uczniów w XIV-tce popiera tę inicjatywę, a inne liceum powołuje podobny komitet, więc płomień tej rewolucji czy "krucjaty" antykrzyżowej miał się rozszerzać. Ale nie była to prawda. W szkole nie przybywało uczniów, którzy identyfikowali się z tamtym stanowiskiem, a w innych szkołach kwestia raczej nie była podejmowana albo po prostu opowiadano się za krzyżami.

Czy ksiądz uważa, że dobrze się stało, że debata się odbyła? Czy były osoby, dla których ta sprawa z Krzyżem była świadectwem wiary, kiedy mieli okazję przyznać się i powiedzieć, że są za Krzyżem?
Myślę, że właśnie tak. Nastąpiło ożywienie wśród młodzieży, były dyskusje. Był to dla nich moment zastanowienia. Dobrze się stało, że to pole, wybrane przez przeciwników, okazało się dla nas korzystne. Nie chodziło o to, żeby zmiażdżyć tych wrogów Krzyża, bo to żadni wrogowie. Trzeba ich traktować przyjaźnie i raczej próbować zrozumieć ich racje, ale też nie ulegać każdej histerii, każdej fobii, każdej obsesji zgodnie z panującą modą, zgodnie z tym trendem europejskim, żeby się zaprzeć chrześcijańskiego dziedzictwa.

Powstała strona internetowa Obrońców Krzyża*. Jaki jest jej cel?
Chcieliśmy, żeby był to taki owoc debaty na miarę dzisiejszych czasów. Istnieją strony przeciwników Krzyża, więc pomyślałem, że my też możemy utworzyć blog. Stronę prowadzi jeden z naszych dyskutantów. Chodzi o to, żeby sobie uświadamiać te problemy, a także jednoczyć się, nie w duchu krucjaty czy oblężonej twierdzy, ale pokazywać to, co już na debacie udało się wykazać: że to nie my jesteśmy nawiedzonymi fanatykami, wrogami tych, którzy nie lubią Krzyża. Przeciwnie, my raczej do nich podchodzimy ze współczuciem i zrozumieniem, ale nie będziemy przepraszać za to, że jesteśmy chrześcijanami i wycofywać się. Chcemy pokazać, że Europa jest chrześcijańska, z całym szacunkiem do wyznawców innych religii czy niewierzących: Europa jest dla wszystkich. Porównajmy sytuację w Arabii Saudyjskiej, gdzie za krzyżyk można być wychłostanym, a jeśli muzułmanin się ochrzci, to czeka go kara śmierci. Europa jest zupełnie inna właśnie z powodu Krzyża.
*http://defensorescrucis.blogspot.com/
Rozmawiała Marta Miłosz

sobota, 3 kwietnia 2010

Krucjata - Młodzi w Życiu Publicznym wspiera dyrekcję III LO w Sopocie

Wrocławska Krucjata – Młodzi w Życiu Publicznym wystosowała pismo z poparciem dla dyrekcji III LO w Sopocie, która odrzuciła petycję o usunięcie krzyży ze szkolnych klas. Petycję przygotował i podpisał, jako jedyny spośród 400 uczniów szkoły, maturzysta Maciej Czerski. Sprawę nagłośniły lewicowe media należące do koncernu Agory: „Gazeta Wyborcza” i Radio TOK FM.

„Z zaniepokojeniem przyjmujemy wiadomość, iż także Pani szkoła stała się miejscem, w którym podjęto próby usunięcia krzyży z sal lekcyjnych” – czytamy w liście do Danuty Klapper-Szczuckiej, dyrektor III LO w Sopocie, wystosowanym przez wrocławską Krucjatę – Młodzi w Życiu Publicznym. Autorzy pisma, z młodzieżowej organizacji działającej przy Stowarzyszeniu Kultury Chrześcijańskiej im. K. P. Skargi, zauważają, że „media donoszą o próbie walki z krzyżem, na krótko przed najważniejszymi dla chrześcijan świętami Misterium Męki, Śmierci krzyżowej i Zmartwychwstania Chrystusa”.

„Krzyż jest znakiem naszego Zbawiciela i jako taki, ważniejszy jest nawet niż godło państwowe. Polska wyrosła w cywilizacji chrześcijańskiej i jej zawdzięcza swoje istnienie. Krzyż jest również tej cywilizacji symbolem” – czytamy w piśmie.

Poniżej pełna treść pisma Krucjaty – Młodzi w Życiu Publicznym Wrocław:

Szanowna Pani Dyrektor

Danuta Klapper-Szczucka
III Liceum Ogólnokształcące w Sopocie
Oskara Kolberga 15
81-881 Sopot Tel. 58 550 69 81

Szanowna Pani Dyrektor,

Z zaniepokojeniem przyjmujemy wiadomość, iż także Pani szkoła stała się miejscem, w którym podjęto próby usunięcia krzyży z sal lekcyjnych. Niestety, trudno nam uwierzyć iż działanie to jest przypadkowe i mające na celu dobro obywateli. O sprawie, która z pewnością może tylko zaszkodzić wizerunkowi Pani placówki oraz spokojowi maturzystów, skrzętnie donoszą media koncernu Agora, które podobnie we Wrocławiu, wzięły w „obronę” w grudniu 2009 roku trójkę uczniów w XIV LO, którym symbol chrześcijaństwa nagle zaczął przeszkadzać. Zastanawiające jest także to, że media donoszą o próbie walki z krzyżem, na krótko przed najważniejszymi dla chrześcijan świętami Misterium Męki, Śmierci krzyżowej i Zmartwychwstania Chrystusa.

Krzyż jest znakiem naszego Zbawiciela i jako taki, ważniejszy jest nawet niż godło państwowe. Polska wyrosła w cywilizacji chrześcijańskiej i jej zawdzięcza swoje istnienie. Krzyż jest również tej cywilizacji symbolem.

Usunięcie krzyży ze szkolnych sal oznacza walkę wydaną katolicyzmowi i przypomina czasy komunistycznych represji. Krzyż symbolizuje naszego Pana Jezusa Chrystusa, a Jego obecność nikogo nie obraża, gdyż Bóg jest miłością i miłuje On każdego człowieka. Nawet jeśli ktoś tej wiary nie podziela, powinien zrozumieć, że nie jest ona skierowana przeciwko niemu. Osoba wyznająca inną wiarę, bądź niewierząca nie jest przez samą obecność krzyża w sali do niczego przymuszana. Twierdzenie, że obecność krzyża w sali obraża niechrześcijan ma tyle sensu, co twierdzenie, że godło państwowe swoją obecnością obraża obcokrajowców.

Polska wyrosła w tradycji chrześcijańskiej, a większość Polaków to katolicy – krzyż w salach lekcyjnych tylko o tym przypomina. W dzisiejszych czasach tyle mówi się o tolerancji, należy więc domagać się również tolerancji dla katolików i ich przekonań.

Wyrażamy nasze poparcie dla odrzucenia przez Panią petycji o usunięcie krzyży, która nie dość, że godzi w odczucia religijne i narodowe pozostałych uczniów i pracowników, to jest niczym innym jak autorytarnym narzuceniem poglądów przez jednego ucznia – który wiedzę powinien zdobywać od innych, a nie ją narzucać.

Z poważaniem
Krucjata – Młodzi w Życiu Publicznym Wrocław


Źródło: www.krucjata.org.pl

piątek, 2 kwietnia 2010

Wielki Piątek Męki Pańskiej

Oto drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata!



Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.
Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
(Iz 53, 3-5)

poniedziałek, 29 marca 2010

Rosnące zainteresowanie blogiem

W ostatnich dniach o stronie Defensores Crucis napisały 2 ogólnopolskie gazety: "Rzeczpospolita" oraz "Nasz Dziennik". Oba artykuły znajdują się na blogu.

Ponadto, w lutym x. Wojciech Zięba wypowiadał się dla "Gazety Wrocławskiej":
http://www.polskatimes.pl/fakty/kraj/222425,krucjata-do-men-krzyze-zawisna-w-szkolach,id,t.html#material_2

Dziękujemy za zainteresowanie naszym blogiem, prosząc jednocześnie o dalsze popularyzowanie go. Z pewnością przysłuży się to jego rozwojowi i będzie stanowiło dla nas motywację do dalszej pracy.

Wszelkie opinie, pytania oraz sugestie prosimy przesyłać na nasz adres e-mailowy: defensorcrucis@gmail.com

Defensores Crucis

"Nasz Dziennik": Warto zaglądać: defensorescrucis.blogspot.com

Grupa uczniów z XIV Liceum Ogólnokształcącego we Wrocławiu wraz z katechetą założyła blog "Defensores Crucis" poświęcony tematowi współczesnej obrony krzyży. To reakcja na rozreklamowane w "Gazecie Wyborczej" żądania czterech uczniów z tej szkoły, którzy żądali usunięcia krzyży z sal lekcyjnych. W blogu przedstawione są podobne sprawy z całej Polski.

- Ponieważ debata w naszym liceum odbyła się na forum młodzieżowym, a młode pokolenie znacznie lepiej porusza się w świecie wirtualnym, komputerowym, dlatego uznałem, że taka forma znakomicie dotrze do młodzieży - mówi "Naszemu Dziennikowi" katecheta ks. Wojciech Zięba, pomysłodawca bloga. - Pomysł założenia bloga powstał na gorąco, wiedziałem, że trzeba szybko pewne rzeczy powyjaśniać, ponazywać, nie można było czekać np. kilka miesięcy - tłumaczy katecheta.
Blog defensorescrucis.blogspot.com powstał po debacie, do której doszło w XIV Liceum Ogólnokształcącym we Wrocławiu, kiedy to kilkoro uczniów - zainspirowanych orzeczeniem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który nakazał zdjęcie krzyża w jednej z włoskich szkół - zgłosiło taki sam postulat we własnej szkole.
Ksiądz Zięba podkreśla, że argumenty tych uczniów znajdowały szerokie medialne odbicie, w przeciwieństwie do racji obrońców pozostawienia krzyży w liceum, dlatego też chodziło o ich nagłośnienie. - W mediach przedstawiono to całe nasze wystąpienie w obronie krzyża blado i w nieprzychylnym świetle, więc uznałem, że trzeba zaprezentować swoje racje na forum niezależnym - podkreśla duchowny.
Mimo że grupa zwolenników zdejmowania krzyży nie powiększyła się poza tę czwórkę uczniów, która podpisała petycję, to sprawa wciąż się tli. Przejawem tego jest pozwanie prof. Ryszarda Legutki za krytykę tej antykrzyżowej akcji. Ksiądz Wojciech Zięba broni europosła, uważając, że zareagował właściwie - zwłaszcza w obliczu medialnej nagonki na chrześcijan, jakoby ci dyskryminowali niewierzących.
Katecheta zwraca uwagę, że jedna z osób walczących z krzyżami w swoim blogu umieściła "rycinę przedstawiającą przebitego krzyżem polskiego orła". "Alegoria zapewne ma przedstawiać Polskę cierpiącą pod jarzmem (a nawet ostrzem) polskiego obskuranckiego katolicyzmu. Czy takie arcydzieło - wspomniane, jeśli dobrze pamiętam, podczas naszej debaty - nie zasługuje na proces tym bardziej?" - pyta duchowny w jednym z wpisów w blogu.
Katecheta podkreśla, że wymierzona w krucyfiksy akcja uczniów ma wsparcie nie tylko medialne, zwłaszcza wrocławskiego oddziału "Gazety Wyborczej", lecz także zewnętrzne. Jedna z uczennic ma powiązania z ateistycznym Stowarzyszeniem Racjonalistów.
Zgodnie z zamierzeniami jego założycieli blog jest pomyślany nie tylko jako bezpośrednia reakcja na wydarzenia z wrocławskiego liceum. Uczniowie wraz z katechetą chcą także informować "o wydarzeniach i problemach, które się z tym wiążą, i rozważać je w szerszym kontekście (dechrystianizacja współczesnego świata)".
I rzeczywiście w blogu możemy zapoznać się z informacjami na temat innych akcji znieważania krzyża, które nasiliły się po orzeczeniu Trybunału w Strasburgu. Chodzi m.in. o sprawę mieszkańca Świnoujścia, który domagał się od władz miasta zdjęcia krzyży wiszących w magistracie, czy podobny postulat ucznia z III LO w Sopocie, powiązanego - jak się okazuje - także ze Stowarzyszeniem Racjonalistów.
Przez trzy miesiące istnienia blog zanotował ok. 3 tys. wejść, co oznacza, że dziennie przegląda go kilkadziesiąt osób.

Zenon Baranowski

Źródło: www.NaszDziennik.pl

niedziela, 28 marca 2010

Polska: obecność krzyża w magistracie nie narusza dóbr osobistych

Sąd Okręgowy w Szczecinie oddalił w piątek powództwo mieszkańca Świnoujścia, który domagał się od gminy i miasta Świnoujście zdjęcia krzyży wiszących w magistracie – informuje polskieradio.pl. Lesław Maciejewski twierdził, że krzyż godzi w jego wolność wyznania, a obecność krzyża w sali sesyjnej uniemożliwia mu uczestniczenie w sesjach rady miejskiej.

Sąd Okręgowy uznał, że obecność tych symboli religijnych nie narusza dóbr osobistych pozywającego. Orzeczenie sądu nie jest prawomocne.

Maciejewski zapowiedział odwołanie się od wyroku. Powiedział, że jest zdeterminowany i dalej będzie walczyć w tej sprawie - jeśli zajdzie taka potrzeba, również przed Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu.

Źródło: polskieradio.pl

"Rzeczpospolita": Licealne wojny z krzyżami

Sopot: Jeden uczeń, nieporozumienie plus audycja w radiu TOK FM i afera gotowa

- Są rekolekcje, uczniów w szkole nie ma, ale telefony w tej sprawie ciągle są – wzdycha Danuta Klapper-Szczucka, pełniąca obowiązki dyrektora III LO w Sopocie. Już drugi dzień odpowiada na pytania dziennikarzy. Powód? Maturzysta z tej szkoły zażądał zdjęcia krzyży.

Pokrzyżować plany księdza

Uczeń Maciej Czerski napisał w tej sprawie petycję do dyrekcji III LO. "Symbole religijne w szkole to pogwałcenie konstytucji" – argumentował.

- Dostałem wiadomość, że nowy ksiądz chce wieszać krzyże we wszystkich salach (obecnie są tylko w tych, w których odbywają się lekcje religii – red.) i zacząłem działać – opowiada "Rz" Czerski. Petycję podpisał jako jedyny z 400 uczniów szkoły. Dyrekcja decyzji o zdjęciu krzyży nie podjęła.

Sprawę nagłośniło Radio TOK FM. Relacjonowało, że po proteście ucznia "krzyże pojawiły się wszędzie, nawet w miejsce godła". Temat podchwyciły inne media.

Na wpływ mediów liczył Czerski. – Będzie duży i szkoła nie zamiecie sprawy pod dywan. Liczę na wywołanie debaty społecznej – twierdził. W rozmowie z "Rz" przyznał, że działa w propagującym ateizm Polskim Stowarzyszeniu Racjonalistów.

Dyrektor Klapper-Szczucka była zaskoczona zamieszaniem. Przekonuje, że nikt nigdy poza maturzystą żadnych pretensji do krzyży nie miał. Zaznacza, że i temu uczniowi przez kilka lat nauki krzyże nie przeszkadzały. – Nie dowieszamy krzyży. Nie ma agitacji. A krzyże są tam, gdzie odbywają się lekcje religii – wyjaśnia. Czy zastępują godła? – W ferie był remont kilku sal. Godła były zdjęte, bo trzeba było je naprawić – tłumaczy.

Mimo rozgłosu żaden z uczniów formalnie Czerskiego nie poparł. Nikt nie zaproponował napisania nowej petycji i złożenia pod nią podpisu.

Dwa dni rozmów z dziennikarzami zmęczyły nie tylko dyrektorkę, ale też Czerskiego. Czy dalej będzie walczył z krzyżami w szkole? – To nie jest moim życiowym priorytetem i na tak radykalne ciągnięcie tego nie mam czasu. Mam maturę – odpowiada i zapewnia: – Na nowo żadnej petycji nie chcę pisać, choć głosy poparcia są z różnych stron.

Spór o symbole, proces o "smarkaczy"

Awantury o krzyże zaczęły się po wyroku Europejskiego Trybunały Praw Człowieka w Strasburgu, który rozpatrując w 2009 r. skargę z Włoch, stwierdził, że wieszanie krzyży w szkolnych klasach to naruszenie prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami. Uznał też, że naruszają wolność religijną uczniów.

W grudniu 2009 r. wybuchła awantura o szkolne krzyże we wrocławskim XIV LO. Dziś po niej nie ma śladu.

– Roma locuta, causa finita (Rzym przemówił, sprawa zakończona – red.) – tak ks. Wojciech Zięba, katecheta z "czternastki", kwituje decyzję dyrektora, że kilka krzyży w klasach pozostanie na swym miejscu.

– Po płomieniu rewolucji nie ma śladu – żartuje. – Grupa zwolenników zdejmowania krzyży nie rozszerzyła się poza czwórkę uczniów, która podpisała petycję, więc temat nie wraca nawet na lekcjach religii.

Inaczej uważa Tomasz Chabinka, maturzysta i jeden z autorów petycji w sprawie krzyży. - Znaleźliśmy zrozumienie dla naszych racji u sporej grupy uczniów "czternastki" – przekonuje i zauważa, że dzięki wywalczonej przez nich interpretacji MEN, że o krzyżach decyduje społeczność szkolna, dyrekcje placówek nie będą mogły unikać dyskusji na ten temat. Ale dziś licealistów "czternastki" bardziej interesuje to, jak zakończy się sprawa sądowa o ochronę dóbr osobistych, którą dwójka uczniów wytoczyła prof. Ryszardowi Legutce. Dolnośląski europoseł PiS nazwał inicjatorów akcji zdejmowania krzyży rozwydrzonymi smarkaczami, a ich zachowanie – szczeniacką zadymą.

Chabinka uważa, że było to obraźliwe i poniżające. Oprócz przeprosin w mediach uczniowie domagają się 5 tys. zł nawiązki na stowarzyszenie Młody Wrocław.

Legutko nie chce komentować pozwu. Jego słów broni ks. Zięba. – To właściwe odreagowanie po tej medialnej opresji wobec wierzących za rzekome prześladowanie mniejszości – mówi katecheta. Po szkolnej debacie uruchomił z uczniami blog zwolenników krzyży (www.defensorescrucis.blogspot.com).

Tam też broni Legutki, podając przykład umieszczenia przez jednego z blogerów ryciny przedstawiającej przebitego krzyżem polskiego orła. "Alegoria zapewne ma przedstawiać Polskę cierpiącą pod jarzmem polskiego obskuranckiego katolicyzmu. Czy takie arcydzieło nie zasługuje na proces znacznie bardziej?" – pisze ks. Zięba. – "Profesorowi Ryszardowi Legutce polecam wspomniany rysunek i wiele innych prostackich komentarzy jako koronny argument w dyskusji na temat poziomu kultury i intelektu naszych "skrzywdzonych" przez profesora adwersarzy".

Ks. Zięba ubolewa, że zamiast merytorycznej dyskusji dostaje e-maile z obelżywymi piosenkami i rysunkami młotka, którym powinien puknąć się porządnie w czoło. – To ostatnie oceniam jako atrybut męczeństwa – uśmiecha się katecheta z XIV LO.

Rzeczpospolita
http://www.rp.pl/artykul/394704,452366.html

wtorek, 23 marca 2010

Włochy: rząd deklaruje obronę krzyża

„W imię cywilizacji i wolności” Włochy prowadzą walkę w obronie krzyży w szkołach i miejscach publicznych – deklaruje minister spraw zagranicznych Franco Frattini. Szef włoskiej dyplomacji wziął udział w zakończeniu uroczystości ku czci patrona Europy św. Benedykta w opactwie na Monte Cassino.

Nie chodzi tu o zajęcie stanowiska natury konfesyjnej ani tym bardziej o odmawianie prawa do tego, by wierzyć lub nie, zagwarantowanego w naszej konstytucji. Chcemy natomiast powtórzyć, że każde państwo powinno móc zgodnie z własną historią, kultura i tradycją, określać relacje między sfera publiczną a sacrum – powiedział Frattini. Minister dodał, że jego zdaniem ostatnio częściej broni się w Europie praw osób niewierzących, niż wierzących.

Źródło: KAI
Za: PiotrSkarga.pl

sobota, 13 marca 2010

Filip Maria Muszyński: In Hoc Signo Vinces


Bitwa przy Moście Mulwijskim, 28 października 312 roku


Historia potrafi zaskakiwać. Pierwsza w dziejach świata bitwa toczona pod znakiem krzyża nie była elementem wojny religijnej, ale politycznych zmagań w pogańskim Cesarstwie Rzymskim. Zmagań między Konstantynem a Maksencjuszem.

Sytuacja w cesarstwie była wówczas niezwykle skomplikowana, wielu wpływowych dowódców i polityków sięgało po władzę, toczyły się walki o dominację. Maksencjusz faktycznie panował w Rzymie już od 306 roku, choć jego władza nie została wtedy uznana przez pierwszego Augusta - Galeriusza . W 307 roku udało się Maksencjuszowi opanować Italię i samowolnie przyjął wtedy tytuł Augusta.

Konstantyn, syn tetrarchy – Konstancjusza Chlorusa - panował w tym czasie w Galii. W 310 roku uzyskał on zgodę od Galeriusza na używanie tytułu Augusta. Wkrótce postanowił rozprawić się z Maksencjuszem i odebrać mu władzę w Italii.

Po zwycięstwach Konstantyna pod Suzą, Turynem, Mediolanem i Weroną, do decydującej bitwy doszło niedaleko Rzymu – przy Moście Mulwijskim. Kilka dni przed bitwą Konstantyn i jego wojsko ujrzeli na niebie świetlisty znak krzyża z napisem In hoc signo vinces (pod tym znakiem zwyciężysz). Następnej nocy ukazał się cesarzowi Chrystus i polecił wykonanie sztandaru na podobieństwo tego znaku. Sporządzono więc według wskazań naszego Pana znak legionowy, zwany labarum. Natomiast w przeddzień bitwy cesarz miał sen, w którym dostał polecenie umieszczenia na tarczach swoich żołnierzy „niebiańskiego znaku Boga” – był to monogram Chrystusa składający się z greckich liter „chi-rho”.

28 października 312 roku przy Moście Mulwijskim rozegrała się wielka bitwa między Konstantynem a Maksencjuszem. Maksencjusz przygotował co prawda Rzym do obrony, ale postanowił zmierzyć się z Konstantynem w polu. Poprowadził swe wojska na północ i przerzucił Mostem Mulwijskim na drugą stronę Tybru, po czym podążył wzdłuż rzeki, ale tam drogę zagrodziły mu wojska Konstantyna, które oskrzydliły go i zamknęły w pułapce między Tybrem a pobliskimi wzgórzami. W tej sytuacji żołnierze Maksencjusza rzucili się do ucieczki i zginęli w nurcie rzeki wraz ze swym wodzem. Następnego dnia zwycięski Konstantyn wjechał do Rzymu. Wkrótce potem cesarz ogłosił się poddanym Krzyża, kazał też wybudować swój pomnik z krzyżem w ręce i napisem: „Pod tym znakiem zbawienia, prawdziwym świadectwem męstwa, ocaliłem Twoje miasto i uwolniłem je od tyrana”.

Cesarz uwierzył, że swoje zwycięstwo zawdzięcza Chrystusowi. Już w rok po tych wydarzeniach wydał edykt mediolański, który sprawił, że święta religia chrześcijańska została uznana w całym cesarstwie. Oznaczało to koniec prześladowań i było wielkim wydarzeniem w historii Kościoła Świętego, zaczęły powstawać chrześcijańskie bazyliki, rozwijać się miejsca kultu, kształtowała się hierarchia kościelna, zwalczano herezje i obalano pogańskie idole. Nastał świt cywilizacji chrześcijańskiej.

W 312 roku Konstantyn nie wiedział jeszcze, jak wielkie znaczenie będzie miała bitwa przy Moście Mulwijskim, ale mimo to, jeszcze jako poganin, zaufał Chrystusowi – i zwyciężył. Później wiele dobrego zrobił dla Kościoła, ale chrzest przyjął dopiero przed śmiercią. Powinniśmy pamiętać, że i dziś Krzyż Święty jest jedynym znakiem, który przynosi prawdziwe zwycięstwo, więc za nic w świecie nie możemy go wymazać z naszych tarcz.

Filip Maria Muszyński

wtorek, 9 marca 2010

x. Wojciech Zięba: Problem "rozwydrzonych smarkaczy", czyli Imperium kontratakuje

Przeciwnicy krzyża są niestrudzeni. Ochłonęli już po grudniowej debacie w czternastym liceum we Wrocławiu i znowu atakują. Media informują, że "uczniowie XIV LO złożyli pozew przeciw europosłowi Ryszardowi Legutce". Chcę ponownie podkreślić, że tego rodzaju określenia stwarzają fałszywy obraz jakoby to "pół szkoły", a może i wszyscy żyli tylko jednym pragnieniem - zdjąć krzyże! Tymczasem to NADAL TA SAMA MALEŃKA GRUPKA osób, która domagała się usunięcia krzyży. Dzięki tej grupce także ja znowu jestem przepytywany przez media i po raz drugi, wbrew własnej woli, muszę występować w roli "eksperta".

Nie będę oceniał słów profesora Legutki. Jedno wiem na pewno - wytaczanie procesu w takiej sprawie jest żałosne i wygląda na rozpaczliwą próbę złapania drugiego oddechu i ponownego wypłynięcia na powierzchnię. W związku z tym mam pytanie: jeśli dobrze pamiętam, jedna z osób walczących z krzyżami na swoim blogu umieściła rycinę przedstawiającą przebitego krzyżem polskiego orła. Alegoria zapewne ma przedstawiać Polskę cierpiącą pod jarzmem (a nawet ostrzem) polskiego obskuranckiego katolicyzmu. Czy takie arcydzieło - wspomnaniane, jeśli dobrze pamiętam, podczas naszej debaty - nie zasługuje na proces znacznie bardziej? (A pewnie takich przykładów można znależć dziesiątki.) Nie jestem pieniaczem i sprawy sądowe budzą we mnie, delikatnie mówiąc, niechęć. Ale może warto odpowiedzieć nadwrażliwym przeciwnikom krzyża, że znacznie wredniejszym posunięciem jest umieszczanie tego rodzaju rysunków i komentarzy, bo one godzą i w ojczyznę, i w wyznawaną wiarę. Patetyczne słowa? Owszem, ale sądzę, że proces w takiej sprawie jest znacznie głębiej uzasadniony, wygranie procesu bardziej prawdopodobne (myślę, że odszkodowanie za straty moralne może być bardzo wysokie). A Profesorowi Ryszardowi Legutce polecam wspomniany rysunek i wiele innych prostackich komentarzy jako koronny argument w dyskusji na temat poziomu kultury i intelektu naszych "skrzywdzonych" przez Profesora adwersarzy.

x. Wojciech Zięba

sobota, 20 lutego 2010

x. Wojciech Zięba: Zła nowina, czyli tragiczna wizja posępnego profesora

Podczas debaty w "czternastce" mieliśmy możliwość przyjrzeć się tym, którym przeszkadza krzyż. Dla mnie najbardziej wstrząsającym było odkrycie, jak bardzo smutni i "zagniewani" są ci ludzie... Największym autorytetem w "drużynie" przeciwników krzyża" był niewątpliwie prof. Jan Hartman - przed debatą dochodziły do mnie głosy, że to właśnie on rozniesie w pył fanatycznych obrońców krzyża. Tymczasem zobaczyliśmy człowieka, który z trudem tłumił irytację i nie odróżniał się od całej reszty swojej ekipy. Ostatnio przeczytałem jego artykuł w "Tygodniku Powszechnym" z 31-ego stycznia 2010 r. (nr 5), a także odpowiedź arcybiskupa Józefa Życińskiego ("Śmierć czy kenoza?", TP nr 5). Proszę nie posądzać mnie o manipulację - po prostu nie mam tyle energii, a pewnie i wiedzy, żeby napisać precyzyjną recenzję "Złej Nowiny" (bo tak -nomen omen- zatytułowany jest artykuł J.H.), ale na szczęście uczynił to ksiądz arcybiskup. Ja ograniczę się do kilku cytatów i krótkiego komentarza:

"Tragizm naszego położenia, tragizm nowej i ostatecznej śmierci Boga polega na tym, że nie wierząc naprawdę, nie umiemy też naprawdę cierpieć ani kochać, że wraz z prawdą wiary opuściła nas autentyczność i powaga egzystencji".

"Śmierć Boga sprowadza powolną, choć bezbolesną śmierć na nas samych; dlatego Nietzsche uważał, ze jesteśmy >ostatnimi ludźmi<."

"Jest jednak taki stan, gdy jeszcze wierzymy, lecz czujemy, że jest to już wiara zatruta (...) I właśnie w tym miejscu znaleźli się wierzący naszego świata. W tym miejscu znaleźli się również Polacy: na progu narodowej tragedii bezpowrotnej utraty wiary."

Następnie Profesor wprawną ręką kreśli trójkąt: tradycjonalizm, relatywizm, indyferentyzm:
"Skoro nie ma szans, by być wiernym w sposób naturalny i autentyczny, skoro wiara człowieka oświeconego przemienia się w miałki sentymentalizm i relatywizm religijny, a najgorliwsi stoją na straconych pozycjach wrogów nowoczesności, w dodatku postępując niekonsekwentnie jako >obrońcy tradycji<, to może lepiej dać sobie z tym wszystkim spokój".

"...możemy zyskać złudzenie, że jest jakieś wyjście z pułapki śmierci Boga, że można w jakiś sposób pozostać wyznawcą w nowoczesnym świecie. A jednak to tylko złudzenie - wszak trójkąt jest nakreślony, a jego wierzchołki znaczą trzy klęski. Ktokolwiek stoi w tym polu ponosi klęskę tak czy inaczej."

Myślę, że cały ten artykuł może nam pomóc w zrozumieniu (częściowym przynajmniej...) walczących ateistów. Chociaż kategoryczność stwierdzeń i pewność siebie są uderzające (a może nawet denerwujące), to jednak często stoją za nimi po prostu ból i rozpacz. W dodatku nie możemy zaprzeczyć, że również my, chrześcijanie doświadczamy wielu trudności, upadków, dramatów...
A jednak buntuję się, kiedy słyszę -jak się określił Emil Cioran (zob. artykuł abpa J. Życińskiego)- "filozofa wyjącego":

"Obrońcy wiary i religii! Poddajcie się! Opuśćcie okopy Świętej Trójcy! Ponieśliście całkowitą klęskę!"

I przyłączam się do opinii arcybiskupa J. Życińskiego, który pisze:
"Leszek Kołakowski... widział zarówno w koncepcji śmierci Boga, jak i we współczesnym pragmatyzmie zagrożenie związane z możliwością odrzucenia samej idei człowieczeństwa i godności osoby ludzkiej... Dlatego niekwestionowalne pozostaje dla niego stwierdzenie, że wiara religijna stanowi fundament ludzkiego bytu. Na przekór piewcom pesymizmu, którzy deklarują kulturową śmierć chrześcijaństwa, Kołakowski twierdził jednoznacznie: >nie jest prawdą, że żyjemy w cywilizacji postchrześcijańskiej<. Nie jest prawdą dopóki istnieją w naszej kulturze >chrześcijanie tego samego pokroju ducha, co dawni męczennicy<".

x. Wojciech Zięba

poniedziałek, 8 lutego 2010

Piotr Tadeusz Waszkiewicz: W krzyżu zbawienie!

"Wielu ludziom zbyt surowy wydaje się nakaz: Zaprzyj się samego siebie, weź swój krzyż i idź za Jezusem. Jednak znacznie surowszy będzie wyrok, który zabrzmi w Dniu Ostatecznym: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny (Mt 25,41)." – Tomasz a Kempis, O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, rozdz. XII

W panteonie bożków masowo czczonych w naszych czasach niepoślednie miejsce zajmuje wygoda. Wygodny człowiek idzie przez życie po linii najmniejszego oporu, w uniwersalnych dżinsach i adidasach, stołuje się w barach szybkiej obsługi, na imieninach zawsze życzy zdrowia, bo zdrowie jest najważniejsze. Pewno, że zdrowie! Wygodny człowiek nie uzna za ważniejsze od zdrowia życia, dlatego zarówno w odniesieniu do siebie, jak i innych, uważa, że lepiej „godnie” umrzeć niż cierpieć. Oczywiście – on także cierpi. Chateaubriand zauważył: „dajcie największemu biedakowi wszystkie skarby świata, każcie mu zaniechać pracy, zaspokójcie jego potrzeby, a nim minie kilka miesięcy, znów będzie wydany na pastwę zgryzot i nadziei”. Na tym świecie nie można bowiem przed zgryzotami, a więc cierpieniem, uciec – człowiek wygodny cierpi więc, lecz cierpienia w najmniejszym nawet stopniu nie akceptuje. Można powiedzieć, że – „nie cierpi cierpienia”. Jest to postawa dokładnie przeciwna postawie katolika.

„Vivere est militare” – powiada katolik. Królestwo niebieskie zdobywa się gwałtem. Przez cierpienie nasz Pan zbawił świat – a my mamy go naśladować; zapierając się samych siebie i dźwigając własny krzyż. Cierpienie jest wielką, jakkolwiek niełatwą, łaską – łaską powszechnie marnowaną. Św. o. Pio z Pietrelciny żalił się kiedyś, że przychodzą doń ludzie proszący o modlitwę w intencji uwolnienia ich od cierpienia. „Nie wiedzą, że cierpienie jest najcenniejszym, co mają” – powiedział. Święta s. Faustyna stwierdziła, że gdyby aniołowie mogli zazdrościć, to by ludziom zazdrościli dwóch rzeczy: Komunii św. oraz cierpienia. Tyle, że aby cierpienie stało się skarbem, musi być cierpliwie znoszone! Można je przyrównać do róży, którą – jednym aktem strzelistym – ofiarować można Panu Bogu lub Najświętszej Panience. Oczywiście, można także cisnąć ją w błoto, jeżeli zamiast aktu strzelistego wypowie się przekleństwo… Pięknie mówił o tym w jednym ze swych kazań św. Jan Maria Vianney:

Pewien kapłan wygłaszał w szpitalu kazanie do chorych – kazanie o cierpieniach. Wykazał w nim, jak bardzo podoba się Bogu, kiedy chrześcijanin spokojnie znosi swoje krzyże. Nauki tej słuchał człowiek, który chorował od wielu lat. Po kazaniu człowiek ten zaczął się smucić i płakać. Ksiądz spytał go, co się stało, czy ktoś nie zrobił mu jakiejś krzywdy. „Nie – odpowiedział chory – do nikogo nie mam żalu, tylko do siebie samego”. „Jak to?” – pyta zdziwiony ksiądz. „Ojcze, tyle lat choruję i wszystkie zasługi straciłem z powodu mojej niecierpliwości. A gdybym był ze spokojem znosił chorobę, jak wielkie bym zebrał skarby na życie wieczne”!

Mało kto dzisiaj zbiera w ten sposób skarby na życie wieczne – trzeba atoli zaznaczyć, że nie jest to bolączką dotykającą nasze czasy w sposób szczególny. Już Tomasz a Kempis pisał: „Wielu jest teraz takich, którzy chcieliby się znaleźć z Jezusem w królestwie niebieskim, ale niewielu, którzy dźwigają Jego krzyż. Wielu pragnie pociechy, ale niewielu cierpienia. Wielu chętnie towarzyszyłoby Mu w ucztowaniu, ale niewielu w poście. Wszyscy chcą się z Nim weselić, ale niewielu gotowych jest trudzić się dla Niego”. Tyle, że w jego czasach podkreślano, jak trudno dostać się do nieba – a dzisiaj wielu wydaje się, że po życiu nie znającym umartwień i cierpień powędrują prosto do nieba. Nic bardziej mylnego. „I dzisiaj grzechy są tak samo wstrętne w oczach Bożych, jak były w pierwszych wiekach Kościoła” – grzmiał św. Proboszcz z Ars, wzywając parafian do pokuty: z pewnością także przez ostatnie półtora wieku (które dzielą nas od śmierci patrona kapłanów) nie zmieniło się to.

Człowiek zatem ma cierpieć – brzmi to okrutnie, ale cóż innego wypada czynić stworzeniu, które bezmiarem cierpienia zbawił Pan Jezus? „Jesteście członkami Jezusa Chrystusa – pisał św. Ludwik Maria Grignion de Montfort – jakiż to zaszczyt! Jak bardzo jednak trzeba z tego powodu cierpieć! Głowa jest ukoronowana cierniem, a członki miałyby być uwieńczone różami? Głowa jest policzkowana i ubłocona w drodze na Golgotę, a członki miałyby być namaszczone wonnościami na tronie? Głowa nie ma gdzie spocząć, a członki wylegiwałyby się rozkosznie na puchowym łożu? Byłoby to niesłychaną potwornością”.

W tym kontekście należy niejako odwrócić cytowaną powyżej myśl Chateaubrianda (jakkolwiek zmiana ta pozostanie w zgodzie z duchem Geniuszu chrześcijaństwa): Bogu dzięki za to, że na tej ziemi nie można uciec od cierpienia! Bogu dzięki za to, że niezależnie od pozycji społecznej, od statusu materialnego, od dobrego imienia – niezależnie od wszystkiego: wszyscy możemy cierpieć. Najrozmaitsze są ludzkie troski i zgryzoty, ale nikt nie jest od nich wolny. Każdy zatem ma w ręku ten wspaniały oręż do walki o świętość. Pozostaje umiejętnie zeń korzystać. Władca Albanii, książę Jerzy Kastriota (zwany Skanderbegiem), walcząc z Turkami zasłynął z ogromnej siły. Będąc pod jej wrażeniem, sułtan turecki prosił go o pokazanie miecza, którym książę głowy ścinał jak makówki. I rzeczywiście: Kastriota posłał miecz sułtanowi, lecz ani ten, ani jego dworzanie, nie potrafili nawet unieść broni. Rozgniewany sułtan odsyłając miecz przekazał Skanderbegowi, że nie jest możliwe, żeby ten nim walczył w bitwie; więc żeby z sułtana nie kpił. Skanderbeg odpowiedział jednak: „miecz ci pokazałem, nie ramię”. Na nic więc mieć dobry oręż, jeśli nie można zeń korzystać.

Św. Josemaria Escriva radzi: „kochać Krzyż, to znaczy umieć chętnie wyrzekać się siebie z miłości do Chrystusa, choćby to kosztowało, i dlatego, że to kosztuje…”

Tymczasem dzisiaj krzyż jest usuwany zewsząd. Batalie o krzyże w miejscach publicznych, w salach szkolnych, sądowych, samorządowych to tylko jedna warstwa zagadnienia. Inną kwestią jest dobrowolna ucieczka od krzyża samych chrześcijan. Zaniedbywany jest już sam znak Krzyża świętego – czyli zewnętrzny znak chrześcijanina, przez który w najprostszy sposób wyznaje się główne tajemnice wiary chrześcijańskiej (poprzez słowa – tajemnicę Trójcy Świętej; poprzez kształt Krzyża – tajemnicę Odkupienia). Kardynał Gasparri w swoim katechizmie pisał: „Jest pożytecznie, a nawet bardzo pożytecznie żegnać się często i pobożnie Krzyżem świętym, zwłaszcza na początku i na końcu czynności (…) Ponieważ znak ten, gdy się go czyni należycie, jest zewnętrznym aktem wewnętrznej wiary, i dlatego ma on tę moc, że pobudza wiarę, zwycięża wzgląd ludzki, oddala pokusy, odwraca niebezpieczeństwa grzechu i zjednuje u Boga inne łaski”. Jak bardzo praktyka ta jest współcześnie zaniedbywana, nie trzeba dowodzić. Ograniczmy się do najprostszego przykładu: o ile w domach (choć także, niestety, coraz rzadziej) zwyczaj ten jest jeszcze praktykowany, o tyle widok osoby czyniącej żegnającej się przed posiłkiem w restauracji stanowi nieomal sensację. Coraz częściej także nieświadomi katolicy obwieszają się wprost pogańskimi talizmanami – wyrzucając w kąt „mało oryginalne” krzyżyki…

„Trudne jest dzisiaj życie chrześcijanina. – pisał Plinio Correa de Oliveira – Zobowiązany prowadzić nieustanną walkę z samym sobą, aby żyć w zgodzie z Boskimi przykazaniami, wydaje się czymś dziwacznym w świecie, w którym za najwyższe wartości uznaje się nieraz życiowe uciechy i dogadzanie własnym namiętnościom. Ciąży nam na ramionach krzyż wierności Twojemu Prawu, Panie. I czasami wydaje nam się, że brakuje nam tchu”. Skąd więc czerpać siły do dźwigania krzyża? Z Krzyża Chrystusowego, z przykładu świętych, z modlitwy, z Eucharystii.

Po pierwsze, z męki Pana Jezusa. Święty Franciszek Salezy radził: „Spoglądaj często oczyma duszy na Jezusa ukrzyżowanego, obnażonego, bluźnionego, spotwarzanego, opuszczonego, przywalonego wszelkim rodzajem tęsknoty, smutków i cierpienia. I zważ, że wszystkie twoje cierpienia, tak co do jakości, jak co do ilości, są w porównaniu z Jego cierpieniami jakby niczym, i że cierpienia twoje dla Niego nigdy nie dorównają Jego cierpieniom dla ciebie”. Rzeczywiście, męka naszego Pana, którą powinniśmy mieć zawsze przed oczami, w każdej sytuacji pomaga w zachowaniu prawdziwie chrześcijańskiego umiaru. W cierpieniu pociesza, w radości powściąga. „Prośmy Go, by obdarzył nas takim wspomnieniem tej straszliwej i haniebnej śmierci i męki, abyśmy zasłużyli za życia na Jego łaskę, a po śmierci na Jego najświętszą chwałę. Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen” – tak się modlił św. Bernardyn. Takiej łaski dostąpił pewien pustelnik, któremu (wedle Ludolfa) ukazał się przybity do krzyża, pokryty ranami Pan Jezus, mówiąc: „Patrz na Mnie, a choćby twoje serce było twardsze niż skały, skruszy się na widok boleści, jakie poniosłem za grzechy rodzaju ludzkiego”.

Po drugie, z przykładu świętych. Niezliczone rzesze męczenników Chrystusowych ponosiło w Jego imię męczarnie nieporównanie straszniejsze od naszych drobnych nieprzyjemności. „Spójrzcie, moi drodzy Przyjaciele Krzyża – pisał św. Ludwik Maria Grignion de Montfort –na rzeszę apostołów i męczenników pokrytych szkarłatem własnej krwi; na tyle dziewic i tylu wyznawców, ogołoconych, upokorzonych, wygnanych, odtrąconych”. I dzisiaj nie brak na świecie chrześcijan, którzy cierpią prawdziwe prześladowania w tak wielu częściach świata – pamiętając o nich, warto powtórzyć za św. Franciszkiem Salezym: „Zaprawdę, moje trudy są odpoczynkiem, a moje ciernie różami w porównaniu do tych wszystkich, którzy bez opatrzenia, bez pociechy, bez ulgi, żyją w ciągłej śmierci, przyciśnięci bez porównania cięższymi utrapieniami”.

Po trzecie, z modlitwy. Jak pisał św. ks. Alojzy Orione: „Nie prośmy Jezusa, by uwolnił nas od utrapień i krzyży, bo byłoby to największym nieszczęściem. Prośmy Go raczej, abyśmy zawsze spełniali tylko Jego wolę, tak jak będzie nam ona oznajmiona przez święty Kościół”. Modlitwa o posłuszeństwo i o siły do niesienia krzyża ma wielką moc. Natomiast „łaska, której Bóg nigdy nie odmawia, jest w stanie sprawić to, czego nie mogą uczynić zwykłe siły naturalne” (Plinio Correa de Oliveira).

Po czwarte – i najważniejsze – z Eucharystii. Wielki kaznodzieja węgierski, Tihamer Toth, wołał: „Nie zniechęcajmy się, nie upadajmy na duchu, kiedy nas Chrystus prowadzi po skalistych drogach cierpienia i pyta: Czy chcesz wypić do dna ten kielich cierpienia? Nie przerażajmy się tym pytaniem! Uklęknijmy przed Eucharystią i odpowiedzmy: Wiesz Panie, że chcę… potrafię… ściślej mówiąc chciałbym… a jeśli nie umiem, to mnie naucz, jak trzeba kochać cierpienie. Daj mi siły, żebym pożywając Twoje Najświętsze Ciało i Krew, mógł w każdej chwili pokornie wychylić kielich cierpienia, jak Tyś go wypił przyjąwszy z rąk Ojca. Daj, żeby Eucharystia była dla mnie prawdziwą pomocą w potrzebach życia”.

Jak pisał Tomasz a Kempis: „Jeżeli człowiek rozda cały swój majątek, niczego nie dokonał; jeżeli odpokutuje za swoje grzechy, uczynił niewiele; jeżeli zdobędzie całą wiedzę, wciąż ma przed sobą daleką drogę; jeśli stanie się bardzo cnotliwy i żarliwie pobożny, nadal nie osiągnął celu, gdyż nie zrobił tego, co najważniejsze. Cóż więc takiego powinien uczynić? Wyrzekłszy się wszystkiego, niech wyrzeknie się samego siebie, a porzuciwszy samego siebie, niech porzuci wszelką miłość własną”. Albowiem, „Bogu winniśmy oddać wszystko, absolutnie wszystko, a kiedy już oddamy wszystko – powinniśmy oddać jeszcze nasze własne życie” (Plinio Correa de Oliveira).

Kiedy jednak człowiek zjednoczy swój krzyż z wolą Bożą poprzez akt posłuszeństwa (fiat!), zaraz napełni się radością i pokojem (św. Josemaria Escriva). „Jeśli chętnie niesiesz krzyż, on także cię niesie i zaniesie do upragnionego celu, gdzie skończy się cierpienie, które tutaj nie ma końca” (Tomasz a Kempis).

Piotr Tadeusz Waszkiewicz

czwartek, 28 stycznia 2010

San Marino popiera Włochy w sprawie krzyży w szkołach

Rząd Republiki San Marino popiera stanowisko władz Włoch w sprawie orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, dotyczącego usunięcia krzyży ze szkół publicznych.

Udzielamy naszego poparcia, ponieważ gdyby podobne orzeczenie wydano w sprawie naszego kraju, zareagowalibyśmy tak samo, jak Włochy – powiedziała minister spraw zagranicznych republiki San Marino Antonella Mularoni. Dodała, że jej mieszkańcy są podobnie jak ich sąsiedzi „dumni z chrześcijańskich korzeni swego kraju”.

W odpowiedzi na orzeczenie wydane w listopadzie ubiegłego roku przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, zalecające rządowi włoskiemu usunięcie krzyży z klas szkolnych, ponieważ jakoby „naruszają prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze swymi poglądami”, a samych uczniów pozbawiają wolności religijnej, ministerstwo spraw zagranicznych Włoch zapowiedziało złożenie odwołania od orzeczenia.

Źródło: KAI
Za: PiotrSkarga.pl

środa, 27 stycznia 2010

MEN zasypany e-mailami w obronie krzyży w szkołach

We Wrocławskich kościołach księża apelują do parafian o wysyłanie maili do Ministerstwa Edukacji Narodowej w obronie krzyży w Polskich szkołach. – Chodzi o to, by głos katolików w naszej ojczyźnie też był brany pod uwagę – powiedział o. Marek Augustyn OFMConv., proboszcz parafii św. Karola Boromeusza.

Inicjatywa wyszła od naszych parafian, którzy pytali się co można w tej sprawie zrobić – mówi. o. Augustyn. – Chodzi o to, by głos katolików w naszej ojczyźnie też był brany pod uwagę. Znak krzyża jest nie tylko symbolem religijnym i znakiem miłości Boga do ludzi, ale w sferze publicznej przypomina o gotowości do poświęcenia dla drugiego człowieka i ofiary oraz wyraża wartości budujące szacunek dla godności każdego człowieka. Do ministerstwa trafia coraz więcej apeli w obronie krzyży – uważa zakonnik.

Biuro prasowe MEN potwierdza, że skrzynki e-mailowe ma przepełnione listami w obronie krzyża. Resort edukacji zapowiada, że spróbuje na wszystkie odpowiedzieć i jeszcze raz przypomni rozporządzenie z 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach. Mówi ono m.in. że umieszczanie krzyża w pomieszczeniach szkolnych jest fakultatywne.

Rzecznik MEN przypomniał, że to, czy symbol religijny będzie powieszony, czy też nie, zależy od decyzji całej społeczności szkolnej.

Źródło: KAI
Za: PiotrSkarga.pl

piątek, 22 stycznia 2010

Rząd włoski odwoła się od orzeczenia w sprawie krzyży

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Włoch przygotowuje odwołanie od orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie krzyży w szkołach publicznych tego kraju. Orzeczenie, wydane w listopadzie ubiegłego roku w Strasburgu, wywołało wielkie poruszenie nie tylko we Włoszech, ale w wielu krajach europejskich.

Zwrócił na to uwagę, informując dziennikarzy o inicjatywie rządu, szef Urzędu Rady Ministrów Gianni Letta. W odwołaniu znajdzie się – jak powiedział – “bogata dokumentacja i uzasadnienie”. – Mamy nadzieję, że Trybunał w Strasburgu zadośćuczyni temu, co uważamy za poważne uchybienie przede wszystkim kulturze, a dopiero potem prawu, duchowi bardziej aniżeli uczuciom religijnym – oświadczył najbliższy współpracownik premiera Silvio Berlusconiego.

Wiadomość o odwołaniu przyjął z uznaniem przewodniczący episkopatu Włoch kard. Angelo Bagnasco. Hierarcha podkreślił, że solidarność okazało Włochom wiele krajów europejskich. Jego zdaniem, orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który zalecił usunięcie krzyży z klas szkolnych, „sprzeczne jest nie tylko z historią Europy, ale także z powszechnymi uczuciami ludzi”.

Źródło: KAI
Za: PiotrSkarga.pl

wtorek, 19 stycznia 2010

Tomasz Daroszewski: O sprawie krzyży w kontekście wyroku ze Strasburga

Orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wywołało w Europie falę komentarzy. Ciekawią nie tyle reakcje publicystów – ich akurat trzeba się było spodziewać - co realny odzew społeczny, którego doświadczamy także w naszym mieście. Z wielkim zdumieniem dowidziałem się, że kilku uczniów XIV LO wystąpiło do dyrektora z wnioskiem o zdjęcie krzyży z sal lekcyjnych. W swojej petycji zastosowali podobną argumentację, jaką umieścił Trybunał w orzeczeniu. To tok myślenia, który, abstrahując nawet od zupełnego braku zakorzenienia w naszej kulturze i próby jej przewartościowania, daleki jest od spójnego wywodu.

Przyjrzyjmy się kilku argumentom Trybunału i stojącym za nimi założeniom. Sędziowie uznali, że obecność krzyży w klasach lekcyjnych narusza prawo dzieci Soile Lautsi do wolności religijnej a także jej prawo do wychowywania ich zgodnie z własnymi przekonaniami. Trybunał przyjął rozumienie neutralności państwa w duchu bardzo agresywnej, francuskiej koncepcji laickości, w myśl której niedopuszczalne jest umieszczanie jakichkolwiek symboli religijnych w przestrzeni publicznej. W ten sposób państwo, unikając ze wszystkich sił posądzenia o faworyzowanie jakiegokolwiek światopoglądu, miałoby rzekomo zapewnić obywatelom równość i wolność, zbawienny pluralizm i wielokulturowość.

Tak pojęta światopoglądowa sterylność nie jest jednak w ogóle możliwa. Przytoczmy kilka sformułowań z orzeczenia. Trybunał stwierdził m.in., że szkoła powinna przekazywać treści edukacyjne w sposób „krytyczny, obiektywny i pluralistyczny”. Zobowiązana do zachowania neutralności wyznaniowej, powinna zaszczepiać w uczniach „myślenie krytyczne”(!). Tak pojęta neutralność jest jednak bliska nietolerancyjnej laickości i oczywiście również jest światopoglądem, którego faworyzowania domaga się Trybunał.

Przeciwstawianie „krytycznego myślenia” chrześcijaństwu dowodzi ponadto braku znajomości jego filozoficznego dorobku. Tomizm, który jest niemalże oficjalną filozofią Kościoła, w żaden sposób nie przeciwstawia rozumu wierze. Pełne potwierdzenie tego stanowiska wyrażone jest w encyklice Jana Pawła II „Fides et ratio”. Wielokrotnie było także powtarzane przez Benedykta XVI, m.in. w jego przemówieniu wygłoszonym na uniwersytecie La Sappienza 15 lutego 1990 – wtedy występował jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary - które stało się później przyczyną głośnych protestów. O tym, jak mało zasadnych, wiedzą jednak tylko ci, którzy zadali sobie trud sięgnięcia do jego treści. Próba zaszufladkowania wiary katolickiej jako stanowiska Ciemnogrodu, które zaślepione fanatyczną wiarą pozostaje wyłączone z dyskursu naukowego jest nieporozumieniem i świadczy o nieznajomości tematu.

Chybiony jest także zarzut, że przez obecność krzyża w szkole osoby, które z jakichkolwiek względów nie uznają go jako swojego symbolu, są w sytuacji opresyjnej. (W orzeczeniu Trybunał pisze o tym, że obecność krzyża może u nich wręcz powodować zaburzenia emocjonalne!) Od mniejszości nie wymaga się w tym przypadku kompletnie niczego, poza uznaniem faktu, że chodzą do szkoły, gdzie wiszą krzyże. Nie ma tu miejsca żadna indoktrynacja ani nawracanie na siłę.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wyrok Trybunału jest bardzo dalekim odejściem od pierwotnego ducha praw człowieka. Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych wolności z 1950 r., uznając przysługujące każdemu prawo do wolności wyznania, mówi wprost, że obejmuje ono wolność uzewnętrzniania swoich przekonań zarówno prywatnie jak i publicznie. Nie mam wątpliwości, że twórcy Konwencji mieli na celu ochronę swobody wyrażania swojego wyznania i w konsekwencji wzmacnianie pluralizmu. Interpretacja w duchu ostatniego orzeczenia Trybunału prowadzi jednak nie tyle do pluralizmu, co do wyjałowienia z jakichkolwiek form i przejawów religijności w sferze publicznej. Tym samym stoi nie tyle na straży wolności sumienia, co próbuje wcielić w życie nierealistyczną koncepcję wolności OD jakiegokolwiek wyznania. Doprawdy, nie sposób tu mówić o jakiejkolwiek neutralności.

Nie sądzę, żeby wyrok Trybunału był zagrożeniem dla istoty chrześcijaństwa, bo nie czerpie ani nigdy nie czerpało ono swej siły z symboli. Prawdziwie przeżywana wiara nie da się zredukować do roli „wyznania politycznego”, albo światopoglądu, któremu należy się poparcie np. dlatego, że pomaga zachować tożsamość jakiejś grupy społecznej. Niestety, wyrok Trybunału prowadzi tylko do antagonizacji stron i stworzeniu pewnego pola konfliktu. Na pewno nie można go nazwać wyrokiem, który niesie pokój.

Tomasz Daroszewski

Źródło: http://teologiapolityczna.dolnyslask24.info/blog.php

środa, 13 stycznia 2010

Piotr Tadeusz Waszkiewicz: Hydra katolicyzmu

Tomasz Terlikowski zauważył ostatnio, że przeciwnicy Kościoła to "antykrzyżowe smutasy". Trudno im się dziwić – gdybym był wrogiem Kościoła, też byłoby mi smutno. Proszę spojrzeć: dwa tysiące lat mozolnej pracy – i nic.

W starożytności już się wydawało, że wszystkich chrześcijan wymorduje się – i będzie po kłopocie. A tu nic. Kościół Święty dopiero nabierał rozpędu; Tertulian zauważył, że "krew męczenników jest posiewem chrześcijaństwa" i tak właśnie było.

Albo taka reformacja. Sytuacja była naprawdę poważna; hierarchia kościelna w mizernej kondycji, duża część duchowieństwa zdemoralizowana, powszechne zaniedbania w formacji katolików, do tego humanistyczne tendencje... W tych okolicznościach pojawia się Marcin Luter; człowiek wielce utalentowany (według niektórych autorów katolickich – jak Erik v. Kuehnelt-Leddihn – genialny). Rzuca wyzwanie zepsutemu Rzymowi. Po swojej stronie ma wszystkie atuty; mistrzowsko wykorzystuje typografię, wprowadza dyskurs teologiczny "pod strzechy", propaguje swoje tezy przy użyciu języków narodowych. Obok niego Filip Melanchton, którego zdolności propagandowe można przyrównać do goebbelsowskich... Wydawałoby się, że tym razem z Kościołem to już koniec – tymczasem protestancka "deformacja" doprowadziła do konsolidacji katolików wokół Papieża. Wkrótce potem Ignacy Loyola założył Towarzystwo Jezusowe. Zwołany został Sobór Trydencki – i przeprowadzona Katolicka Reforma (Kontrreformacja)...

To samo z Rewolucją Francuską – znów wydawało się, że wszystkich księży uda się wyrżnąć lub zmusić do schizmy. Efekt był jednak taki, że Kościół we Francji, toczony rakiem gallikanizmu, uregulował swój stosunek do papiestwa... Dalej; wiek XIX – upadek Państwa Kościelnego, minimalizacja – zdawałoby się – pozycji papieża i... dogmat o jego nieomylności [zainteresowanych tematem odsyłam do nowej książki Adama Wielomskiego: "Kościół w cieniu gilotyny"].

A wreszcie wiek dwudziesty. Kolejna hekatomba to jedno; poważniejszym kłopotem okazało się rozmiękczanie katolicyzmu, zwł. w drugiej połowie XX wieku. I tak, katolicy przestali być konfrontacyjni, ich mowa – zamiast „tak, tak; „nie, nie“ zaczęła być: "Tak, ale", "nie, ale", a niewłaściwie rozumiana miłość bliźnich zdała się prowadzić do tego, że przestano dbać o ich zbawienie [zainteresowanych odsyłam; wytrwałych do "Iota unum" Romano Amerio; niecierpliwych do "Dyktatury relatywizmu" Roberta de Mattei]. Minęło jednak trochę czasu i – co dzieje się na naszych oczach – hydra katolicyzmu znów podnosi łeb.

I jak tu, będąc wrogiem krzyża, nie być smutasem? Nie dość, że perspektywy pozadoczesne kiepskie, to jeszcze tu na ziemi sprawa zgoła beznadziejna...

Piotr Tadeusz Waszkiewicz

Źródło: Prawica.net

sobota, 9 stycznia 2010

dr Łukasz Nysler: O publicznej obecności symbolu krzyża

W komentarzach prasowych, jakie pojawiły się po wrocławskiej debacie (głównie w "Gazecie Wyborczej"), zarzucano stronie broniącej obecności krzyży w szkole brak merytorycznych argumentów, gdzie za merytoryczne argumenty miałyby uchodzić wyłącznie argumenty prawne. Zarzut ten jest o tyle chybiony, że całą debatę poprzedziła obszerna, kilkunastominutowa prezentacja aktualnego stanu prawnego obowiązującego w Polsce w odniesieniu do kwestii będącej przedmiotem debaty, przedstawiona przez specjalistkę z zakresu prawa konstytucyjnego. Z prezentacji tej jednoznacznie wynikało, że zgodnie z obowiązującym w naszym kraju prawem krzyże mogą być obecne w polskich szkołach. Wobec powyższego, uczestnicy debaty opowiadający się za pozostawieniem krzyży w szkole skoncentrowali się na argumentach o charakterze historycznym, filozoficznym (etycznym) czy światopoglądowym. Aby jednak choć trochę uczynić zadość niezaspokojonym oczekiwaniom przeciwników publicznej obecności symbolu krzyża, pozwolę sobie na sformułowanie kilku uzupełniających uwag dotyczących m.in. prawnych aspektów sporu, zaznaczając przy tym, że będą to uwagi laika (nie jestem prawnikiem).

Powoływanie się przez autorów petycji na wyrok Trybunału w Strasburgu wydany w sprawie skargi obywatelki włoskiej przeciwko państwu włoskiemu wydaje się być pewnym nadużyciem, gdyż wyrok ten w żaden bezpośredni sposób nie dotyczy naszego kraju. Wyciąganie jakichkolwiek konsekwencji z tego wyroku odnośnie do sytuacji w Polsce tym bardziej jest nieuprawnione, że w istotny sposób różnią się przepisy prawa regulujące obecność krzyży w polskich i we włoskich szkołach. W Polsce, zgodnie z art. 12 Rozporządzenia MEN z 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach, w pomieszczeniach szkolnych może być umieszczony krzyż. We Włoszech, zgodnie z obowiązującym prawem, w każdej sali lekcyjnej powinien znajdować się wizerunek krzyża. Oznacza to, że w Polsce – inaczej niż we Włoszech – władze publiczne (reprezentowane w szkole przez jej dyrekcję) nie są przez prawo zobowiązane do umieszczania krzyży w klasach szkolnych, a jedynie zgodnie z prawem zezwalają na to, gdy w społeczności danej szkoły, obejmującej nauczycieli (w tym – katechetów), uczniów i ich rodziców, taka inicjatywa powstanie. De facto też krzyże nie są obecne we wszystkich polskich szkołach, a w tych, w których są obecne, nie zawsze znajdują się we wszystkich pomieszczeniach szkolnych (np. o ile mi wiadomo w LO nr XIV we Wrocławiu krzyże obecne są w zaledwie kilku na kilkadziesiąt klas tej szkoły). Fakultatywna i wynikająca z woli członków społeczności szkolnej, a nie obowiązkowa, narzucona prawem obecność krzyży w polskich szkołach wydaje się odpowiadać zagwarantowanej przez Konstytucję RP wolności sumienia i religii, obejmującej m.in. wolność uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie, swojej religii, a także prawo osób do korzystania z pomocy religijnej tam, gdzie się znajdują (art. 53 ust. 2).

Aby obecność krzyży w szkołach była też zgodna z art. 25 Konstytucji RP, mówiącym o równouprawnieniu kościołów i innych związków wyznaniowych w Polsce (ust. 1) oraz o zachowywaniu przez polskie władze publiczne bezstronności w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, przy jednoczesnym zapewnieniu swobody ich wyrażania w życiu publicznym (ust. 2), konieczne jest zapewnienie kościołom czy związkom wyznaniowym, innym niż Kościół katolicki, możliwości umieszczania w pomieszczeniach szkolnych własnych, innych niż krzyż, symboli religijnych. W tym celu należałoby zmienić brzmienie przywoływanego już fragmentu art. 12 Rozporządzenia MEN z 14 kwietnia 1992 r., np. zastępując go słowami: W pomieszczeniach szkolnych może być umieszczony krzyż lub inny symbol religijny związku wyznaniowego, którego religia jest nauczana w szkole. (Zastrzeżenie, że w klasach mogą być umieszczane symbole religijne tylko tego związku wyznaniowego, którego religia jest nauczana w szkole, zapobiec ma sprowadzaniu do absurdu propozycji równouprawnienia kościołów i innych związków wyznaniowych w zakresie obecności odpowiadających im symboli religijnych w polskich szkołach poprzez argumentowanie, że takie równouprawnienie wymagałoby równoczesnego umieszczenia w klasach stu kilkudziesięciu symboli religijnych, tyle bowiem kościołów i związków wyznaniowych oficjalnie zarejestrowanych jest w naszym kraju. Fakt, że poza Kościołem katolickim niewiele kościołów czy związków wyznaniowych korzysta z przysługującego im prawa organizowania nauki religii w szkołach publicznych nie może być powodem ograniczania katolików w przysługujących im – tak samo, jak i przedstawicielom wszystkich innych wyznań czy religii – prawach.)

Zaniepokojonym powyższą propozycją katolikom śpieszę wyjaśnić, że należy odróżnić teologiczną kwestię prawdziwości religii i stosunku owej prawdziwej religii do innych wyznań i religii, od politycznej i społecznej kwestii równego traktowania przez prawo państwowe przedstawicieli różnych wyznań i religii. Zgodnie z Deklaracją o wolności religijnej Dignitatis humanae z Soboru Watykańskiego II (DH), odnośnie do pierwszej kwestii wierzymy, że owa jedyna prawdziwa religia przechowuje się w Kościele katolickim i apostolskim (DH 1), odnośnie do drugiej kwestii zaś przyjmujemy, że władza cywilna winna troszczyć się o to, by nigdy, czy w sposób otwarty, czy ukryty, nie była naruszana z powodów związanych z religią równość obywateli w dziedzinie prawa (…) i żeby wśród obywateli nie miała miejsca dyskryminacja (DH 6).

Kluczowy jednak problem dotyczy kwestii, czy w szkole w ogóle mogą być eksponowane jakiekolwiek symbole religijne. Zdaniem sygnatariuszy petycji stanowi to naruszenie wolności sumienia i religii osób niewierzących oraz prawa niewierzących rodziców do wychowania swoich dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami (art. 48 Konstytucji RP). Czy jednak w imię wolności sumienia i religii można domagać się wolności od jakichkolwiek symboli religijnych w przestrzeni publicznej? Czy samo „narażenie” na widok symbolu religijnego równoznaczne jest ze zmuszaniem kogokolwiek do uczestniczenia w praktykach religijnych? Czy może być uznane za formę religijnego nauczania czy wychowania, a tym samym za coś, co koliduje z prawem niewierzących rodziców do areligijnego wychowania swoich dzieci? Wydaje się, że na powyższe i tym podobne pytania zarówno sędziowie Trybunału w Strasburgu, jak i trójka wrocławskich licealistów skłonni są odpowiadać twierdząco. W efekcie, w imię wolności sumienia i religii oraz „neutralności światopoglądowej państwa”, dążą oni do podporządkowania przestrzeni publicznej jednej wizji światopoglądowej czy filozoficznej, którą cechować ma brak jakichkolwiek pozytywnych odniesień o charakterze religijnym.

Nie negując specyficznej, religijnej idiosynkrazji sygnatariuszy wrocławskiej petycji, chciałbym jednak zaproponować im bardziej pozytywne, konstruktywne rozwiązanie ich problemów. Zamiast koncentrować się na usuwaniu symbolicznych przejawów religijności swoich współobywateli z przestrzeni publicznej, mogliby zająć się otwartym propagowaniem w niej wyznawanych przez siebie pozytywnych, całkowicie świeckich przekonań i wartości (zakładam, że takowe posiadają). Zamiast ograniczać innych w przysługujących im prawach (np. do publicznego wyrażania przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych), mogliby zacząć po prostu korzystać ze swoich praw. Jestem pewien, że wśród wyznawanych i propagowanych przez nich pozytywnych przekonań i wartości znalazłoby się także wiele takich, które gotowi byliby wesprzeć również ludzie wierzący.

Na zakończenie pozwolę sobie napisać jeszcze kilka słów, których nie zdołałem powiedzieć w czasie grudniowej debaty. Chciałbym gorąco podziękować wszystkim, którzy przy okazji wydarzeń w LO nr XIV we Wrocławiu tak licznie stanęli w obronie publicznej obecności symbolu krzyża. W szczególności dziękuję wszystkim tym, którzy uważają się za ateistów, za niewierzących, a którzy mimo to również bronią krzyża (wiem, że wśród uczniów „czternastki” są tacy). Uważam, że to Wasza postawa jest słuszna, osoby zaś domagające się usunięcia krzyży z przestrzeni publicznej popełniają błąd. Chciałbym jednak Was prosić, żebyście zrobili wszystko, aby osoby występujące przeciwko publicznej obecności krzyży, choć są w zdecydowanej mniejszości, nigdy nie miały słusznego powodu, aby czuć się mniejszością lekceważoną czy uciskaną. Pamiętajcie, że mają one prawo żywić własne, odrębne od Waszych przekonania i mają prawo przekonania te publicznie wyrażać. Proszę Was, abyście zawsze traktowali te osoby z należnym im szacunkiem i z życzliwością. Proszę Was, abyście zawsze traktowali te osoby w sposób godny Obrońców Krzyża.

Łukasz Nysler

Źródło: Opcja na Prawo, nr 1 (97), styczeń 2010, s. 35-36.

W bawarskiej szkole zdjęto krzyże

Do zdjęcia krzyża ze szkolnej ściany zmusili dyrekcję i nauczycieli rodzice jednej z uczennic. Choć jeszcze niedawno miejscowi politycy chadeccy zapewniali, iż w tym katolickim landzie krzyże nigdy nie znikną ze szkolnych sal, szkoła uległa z obawy przed procesem.

Walka o obecność krzyża w tej szkole zaczęła się w 2006 roku, gdy rodzice pierwszoklasistki zażądali, by nauczyciele usunęli krzyż z sali gdzie uczy się ich dziecko – opisuje sprawę „Nasz Dziennik” za lewicowym "Tageszeitung". Niemiecki dziennik nie podaje nazwy szkoły ani żadnych nazwisk, z satysfakcją informuje natomiast, że zdarzenie dotyczy publicznej placówki w katolickiej Bawarii.

W pojęciu rodziców krzyż to dowód na "dominację religii chrześcijańskiej" w placówce edukacyjnej, co zaprzecza zasadzie neutralności państwa. Pierwsze skargi i rozmowy z dyrekcją zakończyły się tym, że krzyże pozostały na swoich miejscach.

Sprawa odżyła w 2008 roku, gdy do klasy ich córki przyszła nowa nauczycielka. Zdaniem rodziców, była "zdecydowanie zbyt religijna". Gdy ośmieliła się odmawiać z uczniami modlitwę – rodzice zdecydowali, że nie będą tego dłużej tolerować. Zaangażowali adwokatów i zagrozili procesem. Zażądali natychmiastowego usunięcia krzyża, odrzucając przy tym propozycje polubownego rozwiązania sprawy (np. powieszenie tego symbolu w takim miejscu sali, które nie jest widoczne dla dziewczynki, bądź też zmianę szkoły).

Dyrekcja szkoły, choć początkowo tłumaczyła, że większość rodziców pragnie, aby krzyż w klasie wisiał, ostatecznie aby uniknąć procesu, podjęła decyzję o usunięciu krzyży. Zniknęły ze szkoły tuż przed Bożym Narodzeniem.

W większości niemieckich landów decyzję w sprawie obecności krzyży w szkołach podejmują poszczególne urzędy, szkoły, gminy i inne jednostki. W tej kwestii Berlin i Szlezwik-Holsztyn stosują metodę "równego traktowania" wszystkich symboli religijnych, zabraniając ich umieszczania w miejscach publicznych, a także noszenia ich przez nauczycieli i urzędników państwowych. W katolickiej Bawarii przepis o krzyżu (Kruzifix Urteil) z 1995 roku zakłada, że umieszczanie w szkołach podstawowych i gimnazjach krzyży jest dozwolone, chyba że rodzic (w przypadku uczniów do 14. roku życia) lub sam uczeń (gdy ukończył 14 lat) wniesie oficjalny sprzeciw.

Źródło: AJ/ND
Informacja za: Fronda.pl

Komentarz: Z powodu sprzeciwu rodziców jednego dziecka, zdjęto krzyże w całej szkole, mimo iż większość rodziców pragnęła ich pozostawienia. Czy nie nasuwa nam to skojarzeń z liberum veto? Chorą praktyką w imię "wolności", którą różni ludzie wykorzystywali do swoich haniebnych celów? W przypadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów celem tym było osłabianie państwa polskiego; w tym przypadku - usunięcie krzyża z przestrzeni publicznej.