niedziela, 4 kwietnia 2010

Rozmowa z x. Wojciechem Ziębą

Publikujemy wywiad, jakiego x. Wojciech Zięba udzielił w lutym dla pisma "Wawrzyn" (czasopismo wrocławskiego Duszpasterstwa Akademickiego "Wawrzyny"):


Jesienią 2009 roku trójka uczniów XIV LO we Wrocławiu - powołując się na listopadowy wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, mówiący, że wieszanie krzyży w klasach narusza wolność religijną - złożyła petycję domagając się zdjęcia krzyży z klas szkoły, do której uczęszczają. Wkrótce przeciwko temu pomysłowi wystąpili obrońcy krzyży. Obie strony swe racje przedstawiły podczas debaty, która odbyła się 16 grudnia 2009 roku. O naświetlenie sporu w tej sprawie poprosiłam księdza Wojciecha Ziębę, który jest w tym liceum katechetą.

Od czego rozpoczęła się sprawa zdjęcia krzyży w LO XIV?
Podobno uczniowie omawiali na etyce wyrok Trybunału Europejskiego w sprawie krzyży i innych symboli religijnych czy chrześcijańskich. Etyki uczy nauczyciel, z którym raczej nie mam kontaktu, nie jest zbyt przyjazny. Podejrzewam, że wtedy wpadli na pomysł, że tu też mogą spróbować taką akcję przeprowadzić. Są dwie hipotezy. Nie jest wykluczone, że zostali "podpuszczeni" przez kogoś i wykonywali zadanie. Chociaż staram się takich spiskowych teorii unikać i myślę, że było inaczej. Oni tak sobie podyskutowali, a pewne środowiska zainteresowane laicyzacją, tzw. "nowoczesnością", postanowiły to wykorzystać. Wyczuły, że to może być próba wprowadzenia tych "oświeconych" metod tworzenia społeczeństwa "otwartego" czy politycznie poprawnego.

Czy osoby, które rozpoczęły tę akcję, są przedstawicielami większej grupy czy występowały indywidualnie?
Sądzę, że oni po prostu we trójkę pogadali sobie na lekcjach etyki. Zresztą, nie mam o to żalu do etyka. Wręcz przeciwnie, niech sobie rozmawiają, szukają. Z tą trójką nie miałem kontaktu. Oni uważają, że są jakby "ponad", dlatego dialog z nimi jest trudny lub wręcz niemożliwy. Uważają nas za "ciemnogród", więc "dlaczego mają z jakimś szamanem z wioski rozmawiać". Wprowadzają nowoczesne technologie, to szamana muszą w najlepszym wypadku omijać.

Jak doszło do debaty w sprawie zdjęcia krzyży?
Wcześniej gdzieś się coś szeptało, że jest petycja. Dowiedziałem się od pani katechetki, że jest jakaś sprawa i dyrektor prosi o nasze ustosunkowanie się. Kiedy dyrektor przyszedł do szkoły, obskoczyli go dziennikarze i pytają, co z krzyżami. To było zaskoczenie i dwa, trzy tygodnie przed tym apogeum właściwie tylko druga strona to rozgrywała. W lokalnej "Gazecie Wyborczej" ukazywały się krótkie artykuły o uczniach, ich zainteresowaniach, poszukiwaniach. To było trochę takie "lansowanie" tej trójki. Dyrektor był chwalony za to, że rozsądnie podchodzi do problemu, a my: księża i katecheci, że jesteśmy tacy ugodowi. Dopiero jak w sposób zdecydowany zadziałaliśmy podczas debaty, to dyrektor "schował się pod sutannę ze strachu", a "księża okazali się radykalni czy nawet fanatyczni". Debata była kluczowa. Uważam, że to nasz mocny kontratak po pewnym okresie ich samozadowolenia tak zadziałał.

Samozadowolenia?
Tak, inicjatywa była w ich rękach, mieli swoją grupę. Debata była po ich myśli, więc od razu przyjęli propozycję dyrektora, który szukał dla nich miejsca w tej sytuacji. Z naszej strony było to trochę takie pospolite ruszenie. Ich było troje, mieli swojego nauczyciela, a z naszej strony nie wiadomo, kto miał odpowiadać: biskup, dyrektor, jakiś uczeń? W końcu zebrałem kilkoro uczniów, którzy interesowali się tą sprawą. Poszedłem też do karmelitanek poprosić o modlitwę w tej intencji. Wydawało się, że tamci są na wygranej pozycji i dopiero sama debata rozbiła te bańki pychy. Niektórzy twierdzą, że nasz kontratak był zbyt ostry albo niepoważny, ale ja uważam, że był skuteczny. Myśleli, że tą debatą wykażą naszą obsesję, ale byli chyba zaskoczeni naszą reakcją i przygotowaniem. A na zakończenie dostali ode mnie oprócz słynnych zabawek bardzo dobrą książkę w 5-ciu egzemplarzach (J. Weiler "Chrześcijańska Europa").

Jak przebiegała debata?
Obie strony były dobrze reprezentowane. U nas był dr Nysler, dawniej ateista i racjonalista, który się nawrócił, a także pan Terlikowski, dyskutant i intelektualista, a na pewno inteligent katolicki, znany z telewizji. Po drugiej stronie był m.in. profesor Hartman, wojujący ateista. Z tego, co do mnie docierało, byli zachwyceni, że mają przy sobie profesora i że nas "pojadą". My stworzyliśmy zespół i mieliśmy bardzo dużo argumentów. Wiedziałem, że trzeba bardzo ostro i konkretnie bronić swego stanowiska, oczywiście bez obrażania ludzi. Trzeba też pamiętać o najmłodszych obserwatorach tej debaty, czyli gimnazjalistach z I klasy. Uznałem, że za pomocą paru żartów trzeba sytuację jakoś rozładować i pokazać, że strona "kościelna" jest nie tylko przygotowana intelektualnie, w co niektórzy powątpiewali, ale może też być pogodniejsza, bardziej dynamiczna, weselsza, ładniejsza. Wydaje mi się, że udało nam się to w stu procentach. Niektórzy potem uważali, że zlekceważyliśmy czy nawet obraziliśmy przeciwników, ale to tylko dlatego, że tak mocno przegrali. Może gdyby wygrali, uznaliby nas za rozsądnych, ale nieprzekonywujących.

Ogłoszono oficjalnie, że krzyże będą wisiały. Jak ci uczniowie zareagowali na tę wiadomość? Czy pogodzili się z decyzją dyrekcji? Czy może dalej próbują coś zrobić?
Po debacie "Gazeta Wyborcza" pojęczała jeszcze chwilę, postraszyła profesora Legutkę za użycie słowa "smarkacze", a później sprawa całkowicie ucichła. Ten atak został odparty, chociaż słyszałem, że ludzie o takich poglądach nie odpuszczą i będą próbowali działać w inny sposób. Uważam, że mają pełne prawo do swoich działań i poszukiwań, tylko niech nie liczą na to, że uda im się ich smutny światopogląd wcielić w życie.

A jaka jest teraz atmosfera w szkole? Czy jest jakaś różnica czy może wszystko jest po staremu?
Raczej nie ma różnicy. Myślę, że to był jakiś test w rodzaju: czy Polska osiągnęła już ten poziom oświecenia, tolerancji, postępowości, żeby można było wprowadzać reformy usuwające pewne symbole w imię racjonalistycznego, nowego porządku świata. Dlatego dosyć duże znaczenie przywiązywałem do tej sprawy. Być może "czternastka" jako szkoła sztandarowa, szkoła wybitnie zdolnej młodzieży, właśnie dlatego została wybrana. Nie mam na myśli, że jest jakiś sztab masonów, który próbował to ustawić, ale być może dlatego zrobił się szum, bo to dość znana szkoła, więc gdyby tutaj akcja się powiodła, to mogłaby ogarnąć też inne miejsca, może nawet całą Polskę? Słyszało się wokół, że więcej uczniów w XIV-tce popiera tę inicjatywę, a inne liceum powołuje podobny komitet, więc płomień tej rewolucji czy "krucjaty" antykrzyżowej miał się rozszerzać. Ale nie była to prawda. W szkole nie przybywało uczniów, którzy identyfikowali się z tamtym stanowiskiem, a w innych szkołach kwestia raczej nie była podejmowana albo po prostu opowiadano się za krzyżami.

Czy ksiądz uważa, że dobrze się stało, że debata się odbyła? Czy były osoby, dla których ta sprawa z Krzyżem była świadectwem wiary, kiedy mieli okazję przyznać się i powiedzieć, że są za Krzyżem?
Myślę, że właśnie tak. Nastąpiło ożywienie wśród młodzieży, były dyskusje. Był to dla nich moment zastanowienia. Dobrze się stało, że to pole, wybrane przez przeciwników, okazało się dla nas korzystne. Nie chodziło o to, żeby zmiażdżyć tych wrogów Krzyża, bo to żadni wrogowie. Trzeba ich traktować przyjaźnie i raczej próbować zrozumieć ich racje, ale też nie ulegać każdej histerii, każdej fobii, każdej obsesji zgodnie z panującą modą, zgodnie z tym trendem europejskim, żeby się zaprzeć chrześcijańskiego dziedzictwa.

Powstała strona internetowa Obrońców Krzyża*. Jaki jest jej cel?
Chcieliśmy, żeby był to taki owoc debaty na miarę dzisiejszych czasów. Istnieją strony przeciwników Krzyża, więc pomyślałem, że my też możemy utworzyć blog. Stronę prowadzi jeden z naszych dyskutantów. Chodzi o to, żeby sobie uświadamiać te problemy, a także jednoczyć się, nie w duchu krucjaty czy oblężonej twierdzy, ale pokazywać to, co już na debacie udało się wykazać: że to nie my jesteśmy nawiedzonymi fanatykami, wrogami tych, którzy nie lubią Krzyża. Przeciwnie, my raczej do nich podchodzimy ze współczuciem i zrozumieniem, ale nie będziemy przepraszać za to, że jesteśmy chrześcijanami i wycofywać się. Chcemy pokazać, że Europa jest chrześcijańska, z całym szacunkiem do wyznawców innych religii czy niewierzących: Europa jest dla wszystkich. Porównajmy sytuację w Arabii Saudyjskiej, gdzie za krzyżyk można być wychłostanym, a jeśli muzułmanin się ochrzci, to czeka go kara śmierci. Europa jest zupełnie inna właśnie z powodu Krzyża.
*http://defensorescrucis.blogspot.com/
Rozmawiała Marta Miłosz