niedziela, 4 kwietnia 2010

Julian Zawiczewski: DOJRZALI I ODPOWIEDZIALNI

Po kilku już doniesieniach prasowych, można zauważyć pewną regułę tyczącą licealnych „afer“ z krzyżami. W większości przypadków (jeśli nie wszystkich) usunięcia krzyży żądali (bardzo nieliczni zresztą) maturzyści. Dlaczego właśnie oni? Ano – dlatego, że są pełnoletnimi, „dojrzałymi obywatelami“. W przypadku uczniów młodszych decyzja o ewentualnym żądaniu zdjęcia krzyży należałaby raczej do rodziców – a rodzice raczej (nie mówię, że wszyscy – ale większość) nie mają nic przeciwko krzyżom. Po pierwsze dlatego, że rodzice dzisiejszych licealistów to ludzie, którzy pamiętają z własnych szkolnych lat państwo rugujące krzyże zewsząd. Dyrektor jednego z wrocławskich liceów w latach osiemdziesiątych zrywał krzyżyki z szyj uczennic na szkolnym korytarzu. Ci ludzie, choćby sami nie identyfikowali się z krzyżem, dużo mniej skwapliwi są w zabieraniu go innym. Po drugie, osoby starsze mają zwykle, choć oczywiście nie zawsze, trzeźwiejsze spojrzenie na różne kwestie. Niekiedy są lepiej wykształcone – i wiedzą, czym jest znak krzyża, nie tylko dla chrześcijan (czyli dla większości współczesnych Polaków – i miażdżącej większości, jeśli zliczyć wszystkie pokolenia Polaków), ale także dla cywilizacji europejskiej, dla polskiej państwowości. Niekiedy wiedzą też, że krzyż w szkołach pojawił się wcześniej niż orzeł – i nie jest to dla nich bez znaczenia. Po trzecie, osoby starsze nie będące chrześcijanami, a nawet chrześcijaństwa nie lubiące, zazwyczaj machnęłyby na to ręką – bo też cóż komu wadzą te dwie deseczki... Zawziętych antychrześcijan jest wśród ludzi w wieku średnim bardzo, bardzo niewielu. Co innego nastolatek przechodzący okres młodzieńczego buntu. On, nierzadko, zdjąłby ze ściany także godło państwowe, a powiesił na szkolnej ścianie np. subkulturowy znaczek... Bogu dzięki, szkoła nie jest jednak po to, żeby realizować tego rodzaju fanaberie zbuntowanej młodzieży, ale po to, by tę młodzież – nierzadko z trudem (i wątpliwymi rezultatami) uczyć.

Z maturzystami kłopotów bywa więcej. Jako pełnoletni „dojrzali obywatele“ skorzy bywają także do wypisywania sobie samym usprawiedliwień – i co pewien czas problem ten wypływa na wierzch. Nie wiem, jakie są w tej chwili przyjmowane rozwiązania; ładnych kilka lat temu, kiedy kończyłem liceum, z reguły nauczyciele nie respektowali prawa uczniów pełnoletnich do samousprawiedliwień – na szczęście żaden sztubak nie wpadł na pomysł poskarżenia się Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka ani innej instytucji tego typu (nie wpadł na taki pomysł także dlatego, że o całym procederze dowiedzieliby się jego rodzice...). Cóż więc z tą dojrzałością i odpowiedzialnością pełnoletenich obywateli? Jakąś wskazówkę dają nam ci młodzi ludzie, którzy beztrosko żądają usunięcia – zazwyczaj kilku – krzyży ze szkolnych ścian. Nie interesują ich przy tym ani uczucia koleżanek i kolegów, ani nauczycieli i rodziców, ani obowiązujące prawo, ani tysiącletnia historia... Oni sami za pół roku (uczeń w Sopocie – za dwa miesiące...) przestaną chodzić do szkoły. Jak więc tu wierzyć, że chodzi rzeczywiście o ichnie odczucia względem krzyża? „Męczyli się“ z krzyżami przez trzy lata – i dwóch miesięcy nie zniosą? Tak się napromieniowali rakotwórczym znakiem, że dłużej wytrzymać nie mogą? Doprawdy, trudno to wyjaśnić. Chyba, że uzna się jednak wysuwane roszczenia za chęć zdobycia rozgłosu, prestiżu w jakimś środowisku; może jakąś inwestycję we własną przyszłość (a nuż jakaś współpraca z lokalnym oddziałem „Gazety Wyborczej“? Albo chociaż miejsce na wyborczej liście Sojuszu Lewicy Demokratycznej w wyborach samorządowych...). A jeżeli już pojawiają się jakieś szlachetne pobudki – to także dość wątpliwe: wbrew opinii koleżanek i kolegów doprowadzimy do zdjęcia krzyży, działając w imię przyszłych pokoleń licealistów – o których pojęcia nie mamy, jaki jest ich stosunek do krzyży.

Wydawałoby się, że wypadki ostatniego półrocza nie najlepszą wystawiają laurkę nauczycielom – zwł. przedmiotów humanistycznych – szkół średnich. Po trzech latach nauki ich uczniowie niezbyt orientują się w tym, czym jest symbol krzyża i jak jest on związany z polską i europejską historią i tożsamością. Być może gdyby wiedzieli, mniej byliby skorzy do wysuwania postulatów usuwania krzyży... Tym bardziej, że to właśnie teraz co i rusz naucza się młodzież „tolerancji“ – czemuż więc nie dla większości, która nie ma nic przeciwko obecności krzyży w przestrzeni publicznej? Należy jednak stanowczo podkreślić, że sytuacja nie wygląda aż tak źle. Jak wspomniałem na wstępie, zjawisko ma bowiem charakter absolutnie marginalny. Możliwe, że ulegnie to zmianie, póki co jednak zdecydowana większość młodzieży w całej sprawie zachowuje się wręcz zaskakująco dobrze.

Tak czy owak – do nauki, maturzyści, bo egzaminy tuż-tuż. Komu w duszy zagra (a wyniki mu pozwolą), może wybrać się na studia. We Wrocławiu (oprócz kilku innych uczelni, z cenioną Politechniką na czele) czeka na Was piękny uniwersytet. Założyli go na przełomie XVII i XVIII wieku jezuici, nic więc dziwnego, że jego gmach główny sam w sobie jest jednym wielkim symbolem religijnym, na którym nawet posągu św. Ignacego Loyoli nie braknie.

Julian Zawiczewski