wtorek, 27 kwietnia 2010

Polska: konna krucjata w obronie krzyża

Konna krucjata rycerzy św. Jadwigi Królowej Polski w obronie Krzyża i wiary katolickiej wyruszyła z relikwiami Krzyża Świętego w niedzielę spod Tatr – informuje serwis internetowy Polskiego Radia. Obrońcy Krzyża i wiary przejdą przez całą Polskę nad Bałtyk.

W trakcie konnej wyprawy jej uczestnicy będą ubrani w historyczne stroje rycerskie. Rycerze mają jedynie wytyczoną drogę i cel, jednak nie mają ściśle określonego harmonogramu podróży. Trasa krucjaty wiedzie przez Wadowice, Kraków, Górę Święty Krzyż, Warszawę, Niepokalanów, Ciechanów, Olsztyn, Elbląg i Gdańsk. – Na Plac Trzech Krzyży w Gdańsku najpóźniej dotrzemy za cztery miesiące – przewiduje Andrzej Popławski, zwierzchnik istniejącego od 2006 roku Bractwa Rycerzy św. Jadwigi Królowej Polski w Nowym Targu.

W trakcie wyprawy, rycerze będą zbierać podpisy pod memorandum w obronie Krzyża. Impulsem do podjęcia krucjaty był dla rycerzy św. Jadwigi Królowej Polski wyrok Trybunału w Strasburgu w sprawie usunięcia krzyża w szkole publicznej we Włoszech.

Rycerze chcą zebrać aż cztery miliony podpisów. Jak twierdzą, są oburzeni orzeczeniem, w którym uznano, że krzyż w klasie naruszał „prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami” – informuje „Rzeczpospolita”.

Podpisy będą zbierać przede wszystkim dzięki pomocy przyjaciół, znajomych i sympatyków niezwykłej krucjaty. Bo nawet jeśli konna pielgrzymka nad Bałtyk potrwa co najmniej 40 dni, kilku rycerzy nie zdołałoby w tym czasie uzyskać aż takiego poparcia dla swego memorandum. Zwłaszcza że choć w niedzielę spod Giewontu ruszyła ich szóstka, wczoraj po noclegu w Rabie Wyżnej w dalszą drogę w kierunku Makowa udało się już tylko dwóch „krzyżowców”.

Andrzej Popławski twierdzi jednak, że liczba uczestników krucjaty będzie się zmieniać z dnia na dzień, bo – jak sądzi – po drodze dołączą do nich kolejni zwolennicy tej niezwykłej pielgrzymki.

„Jeśli masz odwagę, aby bronić tego Krzyża, jeśli rozumiesz odpowiedzialność za Ojczyznę, naszą ziemię, tradycję, kulturę i historię z miłości do tego, co Polskę stanowi, poprzyj nas, módl się z nami. Nie możemy zawieść Boga, Ojczyzny i tych, co oddali za te wartości życie. Non possumus! (...)” – czytamy w apelu opublikowanym na stronie Rycerzy św. Jadwigi Królowej Polski.

Uczestnicy krucjaty domagają się „zagwarantowania obecności Krzyża i swobody umieszczania go zgodnie z konstytucją”.

Źródło: Polskie Radio, „Rzeczpospolita”
Za: PiotrSkarga.pl

wtorek, 13 kwietnia 2010

"Lecz kto się mnie zaprze przed ludźmi..."

Krzyż wielokrotnie w dziejach świata był obiektem ataków i nienawiści. Zatem wydarzenia, których jesteśmy świadkami w dzisiejszych czasach, nie są niczym nowym, choć rzecz jasna nie wolno pod żadnym pozorem bagatelizować narastającej wrogości wobec znaku naszego Zbawiciela. Zwróćmy jednak uwagę, że chyba nigdy wcześniej ludzie mieniący się chrześcijanami nie okazywali takiej bierności w obliczu walki przeciwko wierze i jej świętym symbolom. Obrona wiary jest jednak naszym obowiązkiem, od którego nie wolno nam uciec. Dzisiaj, gdy próbuje się zniszczyć resztki chrześcijańskiej cywilizacji, musimy opowiedzieć się za Chrystusem zarówno słowem, jak i czynem. Sam Pan Jezus powiedział: Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; i kto nie zbiera ze Mną, rozprasza. (Mt 12, 30)
Niech zachętą do odważnego wyznawania wiary oraz obrony świętego Krzyża będzie dla nas przykład św. Maksymiliana Marii Kolbego:

W połowie marca - opowiada p. Edward Gniadek - odwiedził naszą celę nr 103 Scharfuhrer. Gdy zobaczył o. Maksymiliana w habicie, twarz jego sponsowiała, jakby go kto oblał wrzątkiem. Z oczyma nabiegłymi krwią, pieniąc się od wściekłości, chwycił za krzyż od różańca i zaczął nim szarpać z głuchym rechotem:
- Ty świnio, ty klecho, ty czarna zarazo, czy ty wierzysz w to, w to...
Słowo "krzyż" jakby nie mogło przejść mu przez gardło.
- Wierzę - odpowiedział o. Maksymilian spokojnie i mocno.
Gestapowiec podniósł rękę i z całej siły wymierzył mu policzek. Drugi, trzeci... Zakonnik zgiął się wpół, twarz jego zaczęła zachodzić sino krwawymi plamami, uczuł w ustach słony smak krwi.
- He, a teraz wierzysz jeszcze?
- O tak, całym sercem wierzę!
Wówczas zbira opanował czerwony szał. Już nie bełkotał, ale ryk wydarł mu się z gardła. Pięściami zaczął okładać słaniającego się księdza, ciężkimi butami kopał go jak psa, powtarzając nieprzytomnie:
- A teraz czy wierzysz?
- Wierzę - powtarzał o. Maksymilian pod gradem coraz brutalniejszych ciosów - wierzę!
(Źródło: Maria Winowska, Szaleniec Niepokalanej)

Requiescant in pace...

Requiem aeternam dona eis Domine et lux perpetua luceat eis.


Sławomir Olejniczak: SIGNUM TEMPORIS - DRUGI KATYŃ

W wigilię święta Bożego Miłosierdzia, dnia 10 kwietnia 2010, udając się na obchody siedemdziesięciolecia dokonaniu mordu w Katyniu, zginął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej wraz z małżonką i przedstawicielami władz polskich. Wydarzenie to wstrząsając duszami wszystkich Polaków wywołało jednocześnie mnóstwo pytań, w rodzaju: Dlaczego do tego doszło? Jakie będą tego skutki? Jaki ma to sens?

Człowiek jako istota rozumna zawsze zadawał sobie takie pytania, aby zrozumieć sens przeżywanego cierpienia. Podobnie dziś przeżywając tę narodową tragedię wielu Polaków stawia takie pytania.

Pytania te odnoszą się nie tylko do sfery materialnej, widzialnej, ale również do sfery duchowej i moralnej. Z punktu widzenia porządku doczesnego można pytać o przyczyny i skutki tej tragedii. Można się zastanawiać nad tym, co było przyczyną katastrofy: warunki atmosferyczne, stan techniczny maszyny czy błąd ludzki. Można się także zastanawiać, jakie będą jej następstwa w życiu politycznym: kiedy odbędą się następne wybory prezydenckie, jacy będą kandydaci, kto i kiedy obejmie stanowiska po osobach, które zginęły, itd.

Jednak w perspektywie doczesnej pytania o sens tej tragedii pozostają bez odpowiedzi. Można tylko przytaknąć marszałkowi Komorowskiemu, że to zrządzenie losu.

Jednak dla katolika taka odpowiedź jest niewystarczająca, albowiem wszystkie wydarzenia w historii mają swoją logikę i sens, gdyż to Bóg jest Panem dziejów i Jego Opatrzność nimi kieruje. Jak widzimy, w historii każdego narodu są chwile radości i goryczy, dni chwały i tragedii. Każde takie wydarzenie historyczne zarówno to radosne, jak i to tragiczne chrześcijanie starali się zrozumieć patrząc na nie z religijnej perspektywy. Szczególnym przykładem takiej postawy jest ks. Piotr Skarga, patron naszego Stowarzyszenia, który właśnie w ważnych wydarzeniach historycznych dopatrywał się znaków czasu, znaków, które daje narodowi Opatrzność.

Wiele osób zwróciło uwagę na zbieżność dat i miejsc. Upłynęło siedemdziesiąt lat, gdy komunistyczni zbrodniarze dokonali masowego mordu na przedstawicielach polskiej elity wojskowej i cywilnej. W odległości kilkunastu kilometrów od miejsca zbrodni rozbił się samolot z przedstawicielami polskiej elity wojskowej i politycznej z Prezydentem Państwa na czele. Złośliwy chichot historii czy znak czasu?

Dla człowieka kierującego się rozumem oświecanym przez wiarę zawsze to będzie znak i dlatego będzie sobie stawiał pytania o jego znaczenie i historyczny sens.

Tragiczne wydarzenia w historii często mają charakter napomnienia dla narodu, na co wskazywał już przed kilkoma wiekami ksiądz Skarga. Napomnienie zaś płynie z Ojcowskiego Miłosierdzia Boga, aby ludzie unikali tego, co złe i skierowali się ku temu, co dobre.

Po pierwsze, katastrofa pod Smoleńskiem przypomniała nam prostą prawdę, że każdy człowiek bez względu na swoją pozycję i stanowisko prędzej czy później umrze i zda raport przed Bogiem ze swojego życia. Jakże często ludzie, a w szczególności wielcy tego świata, zapominają o tej prostej prawdzie i żyją, jakby nigdy nie mieli umrzeć.

Po drugie, również ludzkie struktury, jak na przykład państwo, są nietrwałe. Śmierć głowy państwa i wielu innych przedstawicieli władz wywołała poważne zamieszanie w strukturach państwowych, a wśród obywateli niepokój i obawy o przyszłość kraju. Podobnie jeńcy katyńscy, zanim ponieśli śmierć, byli świadkami zniknięcia z areny dziejów całego państwa, jakim była II Rzeczpospolita.

Te bolesne wydarzenia z naszej historii: upadek II Rzeczypospolitej, mord katyński i katastrofa lotnicza pod Smoleńskiem przypominają nam, że ostatecznym celem człowieka jest zbawienie duszy i życie z Bogiem w wieczności, a nie ziemskie życie i ludzkie struktury, które zawsze są nietrwałe. Nabierają one wartości i znaczenia o tyle, o ile są nakierowane na wieczność, na osiągnięcie przez człowieka celu ostatecznego. Stąd też życie w ziemskiej ojczyźnie ma być nakierowane na osiągnięcie życia w ojczyźnie niebieskiej. Jak naucza św. Tomasz z Akwinu, celem władzy jest przede wszystkim kształtowanie cnót moralnych wśród obywateli, aby tworząc w ten sposób chrześcijański porządek społeczny osiągnęli zbawienie duszy. Polska jako dobro wspólne powinna być oparta na takich zasadach i regułach życia społecznego, aby stanowiły one okazję do praktykowania dobra i unikania zła i przez to sprzyjały osiągnięciu zbawienia przez obywateli.

Należy stwierdzić, że ta prawda przez ostatnie dwadzieścia lat została w Polsce zapomniana, natomiast próbuje się budować liberalny (czytaj: relatywistyczny) i konsumpcjonistyczny raj na ziemi, w którym ludzie starają się żyć, jakby Bóg nie istniał, a Jego przykazania nie obowiązywały.

Katastrofa w Smoleńsku jest dla nas lekcją i napomnieniem, że jeżeli nie oprzemy porządku społecznego (prawnego i obyczajowego) w Polsce na Bożych przykazaniach, to nie liczmy na to, że nasza nowa Rzeczpospolita będzie trwać długo.

Paradoksalnie, to tragiczne wydarzenie stworzyło Polakom szansę powrotu do swych chrześcijańskich korzeni, pokazało kruchość ziemskiego życia, ale wskazało również, że jego fundamentem i celem powinien być Bóg. Oby ten duchowy i moralny wstrząs stał się zaczynem przebudzenia sumień Polaków, impulsem do podjęcia wysiłku dla powstrzymania procesu dechrystianizacji naszego kraju i starań na rzecz duchowej odnowy Polski i Europy.

Osoby, które zginęły w katastrofie, zakończyły już swą ziemską służbę i przeszły do wieczności. Stamtąd z pewnością ci spośród nich, którzy odeszli w łasce Bożej, będą orędować za nami, żeby Polska nigdy nie przestała być Królestwem Maryi, a Polacy pozostali narodem wiernym Bogu w wypełnianiu swej misji dziejowej.

Źródło: PiotrSkarga.pl

czwartek, 8 kwietnia 2010

Widmo ateistycznego fundamentalizmu zagraża Brazylii

III Krajowy Program na Rzecz Praw Człowieka (PNDH-3) to inicjatywa lewicowego prezydenta Brazylii Luiza Inácio Luli da Silva oraz jego współpracownika, Sekretarza Praw Człowieka Paulo Vannuchiego, która może pchnąć ten olbrzymi, w większości katolicki kraj, na drogę ateistycznego fundamentalizmu. Projekt jest zbiorem regulacji wprowadzających cały szereg niemoralnych i antychrześcijańskich rozwiązań zgodnie z duchem rewolucji kulturalnej zapoczątkowanej rebeliami studenckimi 1968 roku.

W projekcje zapisano m.in.:
1. Usunięcie symboli religijnych z urzędów publicznych wbrew katolickim korzeniom Brazylii;
2. Legalizację aborcji;
3. Legalizację związków pomiędzy osobami tej samej płci;
4. Legalizację prostytucji;
5. Wprowadzenie socjalistycznych koncepcji ekonomicznych i rozszerzanie tzw. reformy rolnej, co w praktyce oznacza w Brazylii parcelację majątków utrudniając zwrot ziemi nielegalnie przejętej przez np. tzw. Ruch Bez Ziemi (MST);
6. Podział terytorium Brazylii poprzez ogromne zwiększenie autonomii populacji indiańskiej w celu ochrony i promocji indiańskiego (często pogańskiego) stylu życia;
7 Tworzenie mechanizmów „demokratycznej” kontroli policji.

Jak podkreśla, Instytut Plinia Correi de Oliveira, brazylijska lewica sądząc, że kraj jest zbyt konserwatywny, próbuje zastosować „terapię szokową” i jedną ustawą – jaką jest projekt PNDH-3 (III Krajowy Program na Rzecz Praw Człowieka) – chce dokonać antychrześcijańskiej rewolucji obyczajowej i kulturalnej.

Instytut rozpoczął też akcję społeczną przeciwko proponowanym rozwiązaniom. Akcję zainicjowano na stronie internetowej: http://www.ipco.org.br/pndh/, na której umieszczona jest żółta kartka, którą każdy może wystawić posłom zaangażowanym w prace nad tym groźnym projektem.

Źródło: PiotrSkarga.pl

niedziela, 4 kwietnia 2010

Julian Zawiczewski: DOJRZALI I ODPOWIEDZIALNI

Po kilku już doniesieniach prasowych, można zauważyć pewną regułę tyczącą licealnych „afer“ z krzyżami. W większości przypadków (jeśli nie wszystkich) usunięcia krzyży żądali (bardzo nieliczni zresztą) maturzyści. Dlaczego właśnie oni? Ano – dlatego, że są pełnoletnimi, „dojrzałymi obywatelami“. W przypadku uczniów młodszych decyzja o ewentualnym żądaniu zdjęcia krzyży należałaby raczej do rodziców – a rodzice raczej (nie mówię, że wszyscy – ale większość) nie mają nic przeciwko krzyżom. Po pierwsze dlatego, że rodzice dzisiejszych licealistów to ludzie, którzy pamiętają z własnych szkolnych lat państwo rugujące krzyże zewsząd. Dyrektor jednego z wrocławskich liceów w latach osiemdziesiątych zrywał krzyżyki z szyj uczennic na szkolnym korytarzu. Ci ludzie, choćby sami nie identyfikowali się z krzyżem, dużo mniej skwapliwi są w zabieraniu go innym. Po drugie, osoby starsze mają zwykle, choć oczywiście nie zawsze, trzeźwiejsze spojrzenie na różne kwestie. Niekiedy są lepiej wykształcone – i wiedzą, czym jest znak krzyża, nie tylko dla chrześcijan (czyli dla większości współczesnych Polaków – i miażdżącej większości, jeśli zliczyć wszystkie pokolenia Polaków), ale także dla cywilizacji europejskiej, dla polskiej państwowości. Niekiedy wiedzą też, że krzyż w szkołach pojawił się wcześniej niż orzeł – i nie jest to dla nich bez znaczenia. Po trzecie, osoby starsze nie będące chrześcijanami, a nawet chrześcijaństwa nie lubiące, zazwyczaj machnęłyby na to ręką – bo też cóż komu wadzą te dwie deseczki... Zawziętych antychrześcijan jest wśród ludzi w wieku średnim bardzo, bardzo niewielu. Co innego nastolatek przechodzący okres młodzieńczego buntu. On, nierzadko, zdjąłby ze ściany także godło państwowe, a powiesił na szkolnej ścianie np. subkulturowy znaczek... Bogu dzięki, szkoła nie jest jednak po to, żeby realizować tego rodzaju fanaberie zbuntowanej młodzieży, ale po to, by tę młodzież – nierzadko z trudem (i wątpliwymi rezultatami) uczyć.

Z maturzystami kłopotów bywa więcej. Jako pełnoletni „dojrzali obywatele“ skorzy bywają także do wypisywania sobie samym usprawiedliwień – i co pewien czas problem ten wypływa na wierzch. Nie wiem, jakie są w tej chwili przyjmowane rozwiązania; ładnych kilka lat temu, kiedy kończyłem liceum, z reguły nauczyciele nie respektowali prawa uczniów pełnoletnich do samousprawiedliwień – na szczęście żaden sztubak nie wpadł na pomysł poskarżenia się Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka ani innej instytucji tego typu (nie wpadł na taki pomysł także dlatego, że o całym procederze dowiedzieliby się jego rodzice...). Cóż więc z tą dojrzałością i odpowiedzialnością pełnoletenich obywateli? Jakąś wskazówkę dają nam ci młodzi ludzie, którzy beztrosko żądają usunięcia – zazwyczaj kilku – krzyży ze szkolnych ścian. Nie interesują ich przy tym ani uczucia koleżanek i kolegów, ani nauczycieli i rodziców, ani obowiązujące prawo, ani tysiącletnia historia... Oni sami za pół roku (uczeń w Sopocie – za dwa miesiące...) przestaną chodzić do szkoły. Jak więc tu wierzyć, że chodzi rzeczywiście o ichnie odczucia względem krzyża? „Męczyli się“ z krzyżami przez trzy lata – i dwóch miesięcy nie zniosą? Tak się napromieniowali rakotwórczym znakiem, że dłużej wytrzymać nie mogą? Doprawdy, trudno to wyjaśnić. Chyba, że uzna się jednak wysuwane roszczenia za chęć zdobycia rozgłosu, prestiżu w jakimś środowisku; może jakąś inwestycję we własną przyszłość (a nuż jakaś współpraca z lokalnym oddziałem „Gazety Wyborczej“? Albo chociaż miejsce na wyborczej liście Sojuszu Lewicy Demokratycznej w wyborach samorządowych...). A jeżeli już pojawiają się jakieś szlachetne pobudki – to także dość wątpliwe: wbrew opinii koleżanek i kolegów doprowadzimy do zdjęcia krzyży, działając w imię przyszłych pokoleń licealistów – o których pojęcia nie mamy, jaki jest ich stosunek do krzyży.

Wydawałoby się, że wypadki ostatniego półrocza nie najlepszą wystawiają laurkę nauczycielom – zwł. przedmiotów humanistycznych – szkół średnich. Po trzech latach nauki ich uczniowie niezbyt orientują się w tym, czym jest symbol krzyża i jak jest on związany z polską i europejską historią i tożsamością. Być może gdyby wiedzieli, mniej byliby skorzy do wysuwania postulatów usuwania krzyży... Tym bardziej, że to właśnie teraz co i rusz naucza się młodzież „tolerancji“ – czemuż więc nie dla większości, która nie ma nic przeciwko obecności krzyży w przestrzeni publicznej? Należy jednak stanowczo podkreślić, że sytuacja nie wygląda aż tak źle. Jak wspomniałem na wstępie, zjawisko ma bowiem charakter absolutnie marginalny. Możliwe, że ulegnie to zmianie, póki co jednak zdecydowana większość młodzieży w całej sprawie zachowuje się wręcz zaskakująco dobrze.

Tak czy owak – do nauki, maturzyści, bo egzaminy tuż-tuż. Komu w duszy zagra (a wyniki mu pozwolą), może wybrać się na studia. We Wrocławiu (oprócz kilku innych uczelni, z cenioną Politechniką na czele) czeka na Was piękny uniwersytet. Założyli go na przełomie XVII i XVIII wieku jezuici, nic więc dziwnego, że jego gmach główny sam w sobie jest jednym wielkim symbolem religijnym, na którym nawet posągu św. Ignacego Loyoli nie braknie.

Julian Zawiczewski

Rozmowa z x. Wojciechem Ziębą

Publikujemy wywiad, jakiego x. Wojciech Zięba udzielił w lutym dla pisma "Wawrzyn" (czasopismo wrocławskiego Duszpasterstwa Akademickiego "Wawrzyny"):


Jesienią 2009 roku trójka uczniów XIV LO we Wrocławiu - powołując się na listopadowy wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, mówiący, że wieszanie krzyży w klasach narusza wolność religijną - złożyła petycję domagając się zdjęcia krzyży z klas szkoły, do której uczęszczają. Wkrótce przeciwko temu pomysłowi wystąpili obrońcy krzyży. Obie strony swe racje przedstawiły podczas debaty, która odbyła się 16 grudnia 2009 roku. O naświetlenie sporu w tej sprawie poprosiłam księdza Wojciecha Ziębę, który jest w tym liceum katechetą.

Od czego rozpoczęła się sprawa zdjęcia krzyży w LO XIV?
Podobno uczniowie omawiali na etyce wyrok Trybunału Europejskiego w sprawie krzyży i innych symboli religijnych czy chrześcijańskich. Etyki uczy nauczyciel, z którym raczej nie mam kontaktu, nie jest zbyt przyjazny. Podejrzewam, że wtedy wpadli na pomysł, że tu też mogą spróbować taką akcję przeprowadzić. Są dwie hipotezy. Nie jest wykluczone, że zostali "podpuszczeni" przez kogoś i wykonywali zadanie. Chociaż staram się takich spiskowych teorii unikać i myślę, że było inaczej. Oni tak sobie podyskutowali, a pewne środowiska zainteresowane laicyzacją, tzw. "nowoczesnością", postanowiły to wykorzystać. Wyczuły, że to może być próba wprowadzenia tych "oświeconych" metod tworzenia społeczeństwa "otwartego" czy politycznie poprawnego.

Czy osoby, które rozpoczęły tę akcję, są przedstawicielami większej grupy czy występowały indywidualnie?
Sądzę, że oni po prostu we trójkę pogadali sobie na lekcjach etyki. Zresztą, nie mam o to żalu do etyka. Wręcz przeciwnie, niech sobie rozmawiają, szukają. Z tą trójką nie miałem kontaktu. Oni uważają, że są jakby "ponad", dlatego dialog z nimi jest trudny lub wręcz niemożliwy. Uważają nas za "ciemnogród", więc "dlaczego mają z jakimś szamanem z wioski rozmawiać". Wprowadzają nowoczesne technologie, to szamana muszą w najlepszym wypadku omijać.

Jak doszło do debaty w sprawie zdjęcia krzyży?
Wcześniej gdzieś się coś szeptało, że jest petycja. Dowiedziałem się od pani katechetki, że jest jakaś sprawa i dyrektor prosi o nasze ustosunkowanie się. Kiedy dyrektor przyszedł do szkoły, obskoczyli go dziennikarze i pytają, co z krzyżami. To było zaskoczenie i dwa, trzy tygodnie przed tym apogeum właściwie tylko druga strona to rozgrywała. W lokalnej "Gazecie Wyborczej" ukazywały się krótkie artykuły o uczniach, ich zainteresowaniach, poszukiwaniach. To było trochę takie "lansowanie" tej trójki. Dyrektor był chwalony za to, że rozsądnie podchodzi do problemu, a my: księża i katecheci, że jesteśmy tacy ugodowi. Dopiero jak w sposób zdecydowany zadziałaliśmy podczas debaty, to dyrektor "schował się pod sutannę ze strachu", a "księża okazali się radykalni czy nawet fanatyczni". Debata była kluczowa. Uważam, że to nasz mocny kontratak po pewnym okresie ich samozadowolenia tak zadziałał.

Samozadowolenia?
Tak, inicjatywa była w ich rękach, mieli swoją grupę. Debata była po ich myśli, więc od razu przyjęli propozycję dyrektora, który szukał dla nich miejsca w tej sytuacji. Z naszej strony było to trochę takie pospolite ruszenie. Ich było troje, mieli swojego nauczyciela, a z naszej strony nie wiadomo, kto miał odpowiadać: biskup, dyrektor, jakiś uczeń? W końcu zebrałem kilkoro uczniów, którzy interesowali się tą sprawą. Poszedłem też do karmelitanek poprosić o modlitwę w tej intencji. Wydawało się, że tamci są na wygranej pozycji i dopiero sama debata rozbiła te bańki pychy. Niektórzy twierdzą, że nasz kontratak był zbyt ostry albo niepoważny, ale ja uważam, że był skuteczny. Myśleli, że tą debatą wykażą naszą obsesję, ale byli chyba zaskoczeni naszą reakcją i przygotowaniem. A na zakończenie dostali ode mnie oprócz słynnych zabawek bardzo dobrą książkę w 5-ciu egzemplarzach (J. Weiler "Chrześcijańska Europa").

Jak przebiegała debata?
Obie strony były dobrze reprezentowane. U nas był dr Nysler, dawniej ateista i racjonalista, który się nawrócił, a także pan Terlikowski, dyskutant i intelektualista, a na pewno inteligent katolicki, znany z telewizji. Po drugiej stronie był m.in. profesor Hartman, wojujący ateista. Z tego, co do mnie docierało, byli zachwyceni, że mają przy sobie profesora i że nas "pojadą". My stworzyliśmy zespół i mieliśmy bardzo dużo argumentów. Wiedziałem, że trzeba bardzo ostro i konkretnie bronić swego stanowiska, oczywiście bez obrażania ludzi. Trzeba też pamiętać o najmłodszych obserwatorach tej debaty, czyli gimnazjalistach z I klasy. Uznałem, że za pomocą paru żartów trzeba sytuację jakoś rozładować i pokazać, że strona "kościelna" jest nie tylko przygotowana intelektualnie, w co niektórzy powątpiewali, ale może też być pogodniejsza, bardziej dynamiczna, weselsza, ładniejsza. Wydaje mi się, że udało nam się to w stu procentach. Niektórzy potem uważali, że zlekceważyliśmy czy nawet obraziliśmy przeciwników, ale to tylko dlatego, że tak mocno przegrali. Może gdyby wygrali, uznaliby nas za rozsądnych, ale nieprzekonywujących.

Ogłoszono oficjalnie, że krzyże będą wisiały. Jak ci uczniowie zareagowali na tę wiadomość? Czy pogodzili się z decyzją dyrekcji? Czy może dalej próbują coś zrobić?
Po debacie "Gazeta Wyborcza" pojęczała jeszcze chwilę, postraszyła profesora Legutkę za użycie słowa "smarkacze", a później sprawa całkowicie ucichła. Ten atak został odparty, chociaż słyszałem, że ludzie o takich poglądach nie odpuszczą i będą próbowali działać w inny sposób. Uważam, że mają pełne prawo do swoich działań i poszukiwań, tylko niech nie liczą na to, że uda im się ich smutny światopogląd wcielić w życie.

A jaka jest teraz atmosfera w szkole? Czy jest jakaś różnica czy może wszystko jest po staremu?
Raczej nie ma różnicy. Myślę, że to był jakiś test w rodzaju: czy Polska osiągnęła już ten poziom oświecenia, tolerancji, postępowości, żeby można było wprowadzać reformy usuwające pewne symbole w imię racjonalistycznego, nowego porządku świata. Dlatego dosyć duże znaczenie przywiązywałem do tej sprawy. Być może "czternastka" jako szkoła sztandarowa, szkoła wybitnie zdolnej młodzieży, właśnie dlatego została wybrana. Nie mam na myśli, że jest jakiś sztab masonów, który próbował to ustawić, ale być może dlatego zrobił się szum, bo to dość znana szkoła, więc gdyby tutaj akcja się powiodła, to mogłaby ogarnąć też inne miejsca, może nawet całą Polskę? Słyszało się wokół, że więcej uczniów w XIV-tce popiera tę inicjatywę, a inne liceum powołuje podobny komitet, więc płomień tej rewolucji czy "krucjaty" antykrzyżowej miał się rozszerzać. Ale nie była to prawda. W szkole nie przybywało uczniów, którzy identyfikowali się z tamtym stanowiskiem, a w innych szkołach kwestia raczej nie była podejmowana albo po prostu opowiadano się za krzyżami.

Czy ksiądz uważa, że dobrze się stało, że debata się odbyła? Czy były osoby, dla których ta sprawa z Krzyżem była świadectwem wiary, kiedy mieli okazję przyznać się i powiedzieć, że są za Krzyżem?
Myślę, że właśnie tak. Nastąpiło ożywienie wśród młodzieży, były dyskusje. Był to dla nich moment zastanowienia. Dobrze się stało, że to pole, wybrane przez przeciwników, okazało się dla nas korzystne. Nie chodziło o to, żeby zmiażdżyć tych wrogów Krzyża, bo to żadni wrogowie. Trzeba ich traktować przyjaźnie i raczej próbować zrozumieć ich racje, ale też nie ulegać każdej histerii, każdej fobii, każdej obsesji zgodnie z panującą modą, zgodnie z tym trendem europejskim, żeby się zaprzeć chrześcijańskiego dziedzictwa.

Powstała strona internetowa Obrońców Krzyża*. Jaki jest jej cel?
Chcieliśmy, żeby był to taki owoc debaty na miarę dzisiejszych czasów. Istnieją strony przeciwników Krzyża, więc pomyślałem, że my też możemy utworzyć blog. Stronę prowadzi jeden z naszych dyskutantów. Chodzi o to, żeby sobie uświadamiać te problemy, a także jednoczyć się, nie w duchu krucjaty czy oblężonej twierdzy, ale pokazywać to, co już na debacie udało się wykazać: że to nie my jesteśmy nawiedzonymi fanatykami, wrogami tych, którzy nie lubią Krzyża. Przeciwnie, my raczej do nich podchodzimy ze współczuciem i zrozumieniem, ale nie będziemy przepraszać za to, że jesteśmy chrześcijanami i wycofywać się. Chcemy pokazać, że Europa jest chrześcijańska, z całym szacunkiem do wyznawców innych religii czy niewierzących: Europa jest dla wszystkich. Porównajmy sytuację w Arabii Saudyjskiej, gdzie za krzyżyk można być wychłostanym, a jeśli muzułmanin się ochrzci, to czeka go kara śmierci. Europa jest zupełnie inna właśnie z powodu Krzyża.
*http://defensorescrucis.blogspot.com/
Rozmawiała Marta Miłosz

sobota, 3 kwietnia 2010

Krucjata - Młodzi w Życiu Publicznym wspiera dyrekcję III LO w Sopocie

Wrocławska Krucjata – Młodzi w Życiu Publicznym wystosowała pismo z poparciem dla dyrekcji III LO w Sopocie, która odrzuciła petycję o usunięcie krzyży ze szkolnych klas. Petycję przygotował i podpisał, jako jedyny spośród 400 uczniów szkoły, maturzysta Maciej Czerski. Sprawę nagłośniły lewicowe media należące do koncernu Agory: „Gazeta Wyborcza” i Radio TOK FM.

„Z zaniepokojeniem przyjmujemy wiadomość, iż także Pani szkoła stała się miejscem, w którym podjęto próby usunięcia krzyży z sal lekcyjnych” – czytamy w liście do Danuty Klapper-Szczuckiej, dyrektor III LO w Sopocie, wystosowanym przez wrocławską Krucjatę – Młodzi w Życiu Publicznym. Autorzy pisma, z młodzieżowej organizacji działającej przy Stowarzyszeniu Kultury Chrześcijańskiej im. K. P. Skargi, zauważają, że „media donoszą o próbie walki z krzyżem, na krótko przed najważniejszymi dla chrześcijan świętami Misterium Męki, Śmierci krzyżowej i Zmartwychwstania Chrystusa”.

„Krzyż jest znakiem naszego Zbawiciela i jako taki, ważniejszy jest nawet niż godło państwowe. Polska wyrosła w cywilizacji chrześcijańskiej i jej zawdzięcza swoje istnienie. Krzyż jest również tej cywilizacji symbolem” – czytamy w piśmie.

Poniżej pełna treść pisma Krucjaty – Młodzi w Życiu Publicznym Wrocław:

Szanowna Pani Dyrektor

Danuta Klapper-Szczucka
III Liceum Ogólnokształcące w Sopocie
Oskara Kolberga 15
81-881 Sopot Tel. 58 550 69 81

Szanowna Pani Dyrektor,

Z zaniepokojeniem przyjmujemy wiadomość, iż także Pani szkoła stała się miejscem, w którym podjęto próby usunięcia krzyży z sal lekcyjnych. Niestety, trudno nam uwierzyć iż działanie to jest przypadkowe i mające na celu dobro obywateli. O sprawie, która z pewnością może tylko zaszkodzić wizerunkowi Pani placówki oraz spokojowi maturzystów, skrzętnie donoszą media koncernu Agora, które podobnie we Wrocławiu, wzięły w „obronę” w grudniu 2009 roku trójkę uczniów w XIV LO, którym symbol chrześcijaństwa nagle zaczął przeszkadzać. Zastanawiające jest także to, że media donoszą o próbie walki z krzyżem, na krótko przed najważniejszymi dla chrześcijan świętami Misterium Męki, Śmierci krzyżowej i Zmartwychwstania Chrystusa.

Krzyż jest znakiem naszego Zbawiciela i jako taki, ważniejszy jest nawet niż godło państwowe. Polska wyrosła w cywilizacji chrześcijańskiej i jej zawdzięcza swoje istnienie. Krzyż jest również tej cywilizacji symbolem.

Usunięcie krzyży ze szkolnych sal oznacza walkę wydaną katolicyzmowi i przypomina czasy komunistycznych represji. Krzyż symbolizuje naszego Pana Jezusa Chrystusa, a Jego obecność nikogo nie obraża, gdyż Bóg jest miłością i miłuje On każdego człowieka. Nawet jeśli ktoś tej wiary nie podziela, powinien zrozumieć, że nie jest ona skierowana przeciwko niemu. Osoba wyznająca inną wiarę, bądź niewierząca nie jest przez samą obecność krzyża w sali do niczego przymuszana. Twierdzenie, że obecność krzyża w sali obraża niechrześcijan ma tyle sensu, co twierdzenie, że godło państwowe swoją obecnością obraża obcokrajowców.

Polska wyrosła w tradycji chrześcijańskiej, a większość Polaków to katolicy – krzyż w salach lekcyjnych tylko o tym przypomina. W dzisiejszych czasach tyle mówi się o tolerancji, należy więc domagać się również tolerancji dla katolików i ich przekonań.

Wyrażamy nasze poparcie dla odrzucenia przez Panią petycji o usunięcie krzyży, która nie dość, że godzi w odczucia religijne i narodowe pozostałych uczniów i pracowników, to jest niczym innym jak autorytarnym narzuceniem poglądów przez jednego ucznia – który wiedzę powinien zdobywać od innych, a nie ją narzucać.

Z poważaniem
Krucjata – Młodzi w Życiu Publicznym Wrocław


Źródło: www.krucjata.org.pl

piątek, 2 kwietnia 2010

Wielki Piątek Męki Pańskiej

Oto drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata!



Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.
Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
(Iz 53, 3-5)